wtorek, 15 września 2015

Rozdział szesnasty. Pani Laura.

Dom Laury był mi znany z każdego możliwego zakątka. Typowo babcine tapety na ścianach z motywem kwiatów. zapach pierniczków, które zawsze tak kochałam. Sama sobą kobieta dodawała tutaj wyjątkowej atmosfery, której nie potrafię opisać słowami. Justin czuł się chyba nieco skrępowany niczego nie rozumiejąc z naszej rozmowy.
-A ten twój chłopak to taki cichociemny?- zapytała spoglądając na mnie spod swoich okularów-połówek. Zachichotałam.
-Kochana pani Lauro, to jest światowej sławy gwiazda, która mówi po Angielsku.
-Nie kojarzę...
-Justin Bieber. Kanadyjczyk.
-Bie-ber? Moja wnuczka wciąż o nim nawija. Jakby świata poza nim nie widziała.
-Van, czy wy mówicie o mnie?- zapytał Justin w swoim języku.
-Wnuczka Laury cię uwielbia.- powiedziałam krótko i wróciłam do rozmowy z Laurą. Zdążyłam już opowiedzieć jej wszystko. Włącznie ze szczegółami z Justinem. Strasznie śmiała się z naszego niedoszłego pocałunku na śniegu.
-Co takiego te...pape-ra...paperazzi?
-Paparazzi? Banda wrednych ludzi, bez życia prywatnego, którzy szpiegują go o każdej porze dnia. W sumie dziwię się, że jeszcze ich tu nie ma.- zajrzałam za okno lecz nikogo tam nie było. Westchnęłam uradowana nie mając ochoty na konfrontację z nimi. Ostatnio było dziwnie cicho. Miałam wrażenie, że to się niedługo zmieni.

***

-To co to takiego te... pierogi ru-ru skie?-zachichotałam kiedy słyszałam jego łamiący się język.
-Nasze popisowe danie krajowe.-w sumie nie mogłam mu nic zarzucić, w końcu polski to najtrudniejszy język świata...
-Daleko jeszcze?
-Oh.. zapomniałam ze wszędzie wozisz dupę swoimi samochodami!-wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Ej! Bez takich mi tutaj!- oburzył się niczym małe dziecko w przedszkolu.
-Może spotkasz jakieś Beliebers.- jak na zawołanie zza rogu napadło nas grono fanek. Jego oczy powiększyły się z przerażania.
-Uciekamy prosto, potem w prawo i chowamy się za stadion...
-Justin, to Polska. One są wychowane, szybkie i sprytne.
-To on?
-Głupia jesteś, co JB ma robić w Polsce?- usłyszałam głosy za plecami.
-Dziewczyny chcecie autograf?
-Co powiedzia...- dziewczyny nagle go otoczyły, niektóre przecierały sobie oczy zastanawiając się czy to nie sen.
-Zapytasz się go, czy m-może..my się przytulić?- zapytała roztrzęsiona blondynka.
-Justin, pytają się o przytulenie.- uśmiechnął się, spoglądając blondynkę w oczy. Podszedł do niej i objął ją ramionami po czym pocałował czule w policzek.
-Jesteś śliczna.- w tym momencie nastolatka rozpłakała się na dobre, szepcząc wciąż "i love" "thank you" podobnie reagowały następne dziewczyny, niektóre mówiły mu coś na ucho, inne brały dodatkowo autografy dla swoich przyjaciółek, koleżanek. Oczywiście nie zapomniały o zdjęciu dla dowodu. Podziękowały jeszcze raz i przeprosiły za zabrany czas. Kiedy już trochę ochłonęły, język angielski wrócił im do pamięci.
-Matko jakie dobre!- mówił z pełną buzią.
-Tak strasznie mi tego brakowało w kanadzie..-Justin spojrzał na mnie smutny.
-Czy kiedy będziesz pełnoletnia wrócisz do polski?-wzruszył ramionami na prawdę niepewna. Z jednej strony tęsknie z polską jak tylko się da, ale z drugiej.. nie wiem czy jestem w stanie zostawić Justina. Strasznie się do niego przywiązałam i nie byłabym na siłach go zostawić. Nawet na wyjazd na trzy dni pojechaliśmy razem.
-Byłabyś w stanie mnie zostawić.
-Nie.- opowiedziałam bez zastanowienia.
-Pojadę z tobą. Szlag mnie trafi na polskich drogach, ale damy radę. Tylko nie mieszkamy na osiedlu. A jeśli już to na takim z windą. Nie pokarzę naszych dzieci tymi cholernymi schodami... W sensie twoich dzieci.
-Wmawiaj sobie, że o to ci chodziło.- zażartowałam. Jednak on z niewyjaśnionych przyczyn zrobił się czerwony jak burak.
-Można drugą porcję?- zmienił temat. Pokiwałam z uśmiechem głową. Nigdy nie zapomnę jego miny gdy dowiedział się, że samemu trzeba podejść do lady by złożyć zamówienie,  był przyzwyczajony do kelnerek.
-No to co pani Castion, to nasza pierwsza randka?
-A jak byś chciał to nazwać?
-Tak właściwie to jakby nasze wesele, bo na naszym też będą pierogi.- zakrztusiłam się pitą przeze mnie Colą. Nie oceniajcie mnie zawsze ją do nich piję.
Czas leciał bardzo szybko, nogi bolały po całodziennym zwiedzaniu. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie okręca po czym zakrywa dłońmi oczy. Ku mojemu zdziwieniu nie był to Justin. 
-Zgadnij kto bitch?
-BITCH?!- zdenerwował się Justin. 
-Dawid?- krzyknęłam szczęśliwa rzucając się mu na szyję. Był on moim przyjacielem z dawnych lat.
-Mam zwidy, czy to Justin Bieber do mnie mówi?- zapytał się na ucho. Roześmiałam się. 
-Tak. To Justin Bieber. 
-O my goshh... Nie wierzę!- rzucił się na niego jak na mięso, Juss roześmiał się i odwzajemnił uścisk. 
-Miło cię poznać...David?
-Wow. Rzeczywiście pachniesz sexy.- rzekł po angielsku.
-Jest gejem.- wymruczałam. Oczy Biebsa powiększyły się do wielkości pieciozłotówek.- Dawid...DAWID! Puść go już!
-Oh, mój błąd. Nie mogłem uwierzyć, że na tych zdjęciach w MTV to byłaś ty. Ale jednak się nie pomyliłem, te włosy, twarz...Z resztą wszyscy znają twoje nazwisko. Wiem, że byłaś w Stratford, ale kurde mieć takie szczęście...
-Tak w sumie...O to Justin Bieber mój najlepszy przyjaciel.
-Koniecznie musimy się niedługo umówić na plotki przy lodach...Kurwa, cofam zachowuję się coraz bardziej kobieco. Umówić się na...konwersacje przy naleśnikach?- roześmiałam się. 
-Coś ci to nie wychodzi. Ale poplotkować mogę...przy lodach! 
-Van czy ty pamiętasz, że ja tu jestem?- usłyszałam głos Justina.
-Jak mam zapomnieć kiedy on rozmawia ze mną a ślini się na ciebie.- nagle telefon Davida zadzwonił.
-Halo? Cześć mamo? Co chcesz?... Ziemniaki? Gdzie ja ci o tej porze znajdę otwarty sklep?! Ugh durna baba...nie, nie to nie do ciebie...Dobra idę... Mam zapieprzać do całodobowego?...Tak, tak, wiem, że miałem nie przeklinać. No, cześć... Okej muszę lecieć, matce się zachciało sałatki ziemniaczanej. Baba w ciąży.- przytulił mnie na pożegnanie a Justina pocałował w policzek po czym odszedł.
-Polubiłem ten kraj w sumie... Ale mogliby zainwestować w windy.
-Ty ciągle o tym. Idziemy do...domu?
-Tak...Jutro rano lot do Starford. Ominęła nas biologia jeśli to cię pocieszy.
-Masz rację. Pomogło.

justin bieber animated GIF

sobota, 5 września 2015

Rozdział piętnasty. Welcome to Poland.

Oczami Justina.

Czy ona zdaje sobie sprawę ze nie mogę zasnąć bez przytulenia jej choćby raz jednego dnia?
-Będę wyglądał jak zombie...-powiedziałem do siebie.
-Ja też. Zmiany atmosfery szkodzą moim włosom. Muszę odwiedzić grób rodziców, dawną sąsiadkę. Może ostatni raz zobaczę swoje mieszkanie. Nie będę tam często przyjeżdżać, to zbyt wielki wydatek. Czuję taką potrzebę...-posmutniała.
-Polecę z tobą!- oznajmiłem, wyciągając telefon. Wybrałem numer, do pilota mojego prywatnego samolotu (szpan)
-Juss, nie!
-Za późno już zamówiłem nam lot.- pochyliłem się, unikając nadlatującej poduszki.
-Dziękuję.
***
Oczami Vanessy
(Warszawa, przed dawnym domem Vanessy)
Justin zaklął cicho, wyciągając nogę z dziury w asfalcie.
-Zalety Polskich dróg.- oznajmiłam klepiąc go po ramieniu. Nadal nie odrywałam wzroku od wielkiego blokowiska. Ujął delikatnie moją dłoń po czym weszliśmy do środka. Juss wydał się zdezorientowany, kiedy jego wzrok nie natrafił na windę.
-Przypomnij, które to piętro?
-Ósme.- spojrzał na walizki.
-TY je niesiesz!- zarządziłam, wchodząc już po schodach.
Z góry słyszałam jego jęki. Zajęło nam to około dziesięciu minut. Stanęłam przed czarnymi dębowymi drzwiami. Mimo, że nie mieliśmy dużo pieniędzy, w naszym domu zawsze było przytulnie. Delikatnie wsunęłam dłoń do kieszeni, drżącą ręką wyjmując złoty kluczyk. Miejsce, które kiedyś nazywałam swoim domem teraz było zupełnie obce. Szarpnęłam srebrną klamkę, przekraczając próg. Gdy tylko weszłam, moim oczom ukazał się obraz koszyka owoców. Łzy zapiekły moje oczy, pokierowałam się do "swojego" pokoju. Nieśmiało wsunęłam do niego głowę. Wyglądał tak samo, różowe łóżko, lawendowe ściany i jasnobrązowe meble. Wszystko opróżnione, znajdowało się teraz w Stratfort. Delikatnie usiadłam na jego skraju, Juss wszedł do pokoju lekko zmieszany.
-Jeżeli tu mamy spać to ja wolę kanapę.- pokiwałam głową.
-Ty śpisz na kanapie, ja w sypialni rodziców.- postanowił mi dać chwilę prywatności.
 Udałam się do owego pomieszczenia. Uchyliłam drzwiczki szafy, wyciągając turkusowy sweterek mamy. Zawsze go nosiła. Przytknęłam go do twarzy, łudząc się, że wychwycę zapach i dotyk kobiety. Jednak umysł mnie zmylił, do moich nozdrzy dotarł jedynie kurz. Weszłam do toalety. W większości była już pusta, jednak rzucił mi się niewielki flakonik perfum o zapachu róż. Przykładając go do nozdrzy poczułam jej zapach. Łzy spłynęły wzdłuż moich policzków. Spryskam nim szyję. Najbardziej bolało mnie do, że zapominałam jak wygląda. Jak brzmi jej głos, jak delikatny jest jej dotyk.
-Boże...-wyszeptałam.
-Pokażesz mi miasto?-usłyszałam krzyk Justina, wytarłam łzy, nie chciałam by widział mnie w tym stanie. Weszłam do salonu. Otoczyły mnie ciepłe kolory w postaci pomarańczy i zieleni.
-Pewnie.-udawałam szczęśliwą.- musisz spróbować naszych pierogów.
-Przede mną nie ukryjesz, że płakałaś.- przytuliłam się do niego. Gwałtowny szloch wydobył się z mojego gardła, był on jednak bardzo cichy. Pogłaskał mnie po plecach.
-Tęsknie za nimi.
-Księżniczko nie płacz, bo ja będę płakał.- jego głos drżał.
***
Amelia Castion ur.  06.08.1979 zm.  07.08.2009
Tomasz Castion  ur.06.04.1980 zm. 07.08.2009
Zginęli śmiercią tragiczną

Klęknęłam przy nagrobku. Zapaliłam znicz. Nie hamowałam łez, było ich za dużo. Moją rozgrzaną skórę otulał sweter mamy, co wcale mi nie pomagało. Szlochałam głośno jak zagubione dziecko. Ktoś dotknął mojego ramienia.
-Justin chcę pobyć sama...
-Powtórz proszę.-zdziwiłam się gdy usłyszałam kobiecy głos, przemawiający po polsku. Odwróciłam się niepewnie.
-Pani Czajkowska?- uśmiechnęłam się przez łzy, jednak wyszedł z tego marny grymas.
-Przychodzę tu codziennie w nadziei, że cię spotkam. Swoją drogą po drodze, spotkałam dziwnego chłopca kopiącego drzewo. Ale był śliczny, niezłe mięso.
-Wiem Lauro. Przyjechałam z nim.

sexy animated GIF

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział czternasty. Belive.

-Czemu? Dlaczego to zrobiłeś?-wypłakałam.
-Vanessa...-wychrypiał.
-Pomyślałeś o mnie o Pattie?! O tych wszystkich Belieber, które odebrałyby sobie życie? Rozumiem że jesteś pod presją, ale to nie powód do takich głupot! Sam mówiłeś, że każdy po coś jest na tym świecie.
-Tylko, że ja nie mogę spełnić swojego zadania....-powiedział słabo.
-Oczywiście, że możesz. To wydaje się trudne, ale na pewno jest możliwe idioto.- uśmiechnęłam się przez łzy.
-Obyś miała rację.
-Zapomnimy o tym?- z uśmiechem pokiwał głową, ale i tak wiedziałam, że kłamie. Tak samo jak nie da się puścić w niepamięć moją próbę samobójczą, jego też nie. Kątem oka spojrzałam na blizny, które pokrywały mój nadgarstek.- Za każdym razem gdy znów zechcesz to zrobić, pomyśl jak cierpiałeś gdy... sama popełniłam ten błąd.
-Czy nadal się przyjaźnimy?
-Oczywiście.- odparłam bez zawahania, nadal roniąc łzy. Wtuliłam się w niego, jak w pluszowego misia. Jęknął z bólu a ja jedynie się śmiałam.

Oczami Justina 

Gdy usłyszałem jej melodyjny chichot, od razu poprawił mi się humor. Na usta cisnęły mi się słowa "kocham cię bardzo",ale wiedziałem, że nie mogę tego powiedzieć. Jeszcze nie dziś, nie teraz, nie tutaj. Pomyśleć, chciałem ją stracić. Mogłem stracić mamę, rodzeństwo, Belieber, Scooter'a, Kenny'ego i wielu innych. Pokręciłem głową, na myśl o swoim samolubstwie.
-Yyy...Justin, za drzwiami czeka jeszcze...kilka osób. A za oknem tłum Beliebers.- otworzyła okno a do pomieszczenia wlał się śpiew moich fanek. Po sali rozbrzmiała piosenka Belive, po głosie rozpoznałem, że wszystkie płakały. Zrobiło mi się tak strasznie głupio.
-To ja wpuszczę resztę.- w duchu zrobiłem znak krzyża. Dziewczyna cholera wie czemu, spłonęła rumieńcem i wyszła. Do pokoju szybkim krokiem wstąpiła mama, siadając na skraju łóżka. Byłem gotowy na cios w policzek. To co zobaczyłem było o wiele gorsze. Czerwone od łez policzki, zakrwawione oczy i czerwony od kataru nos.
-Dziecko...-wyłkała.- Co się stało? Dlaczego... przecież byłeś taki szczęśliwy. Rozkwitałeś na myśl o...no tak, już rozumiem. Czy naprawdę nie było innego wyjścia?
-To pod wpływem impulsu...
-JAKIEGO CHOLERA IMPULSU BARANIE! PRAWIE ZESZŁAM NA ZAWAŁ! I CHYBA ZACZYNAM SIWIEĆ!- chyba jednak wolałem gdy była smutna i zrozpaczona- RÓŻNE DZIWNE RZECZY ROBIŁEŚ, ALE TO PRZEROSŁO WSZYSTKO! WYBACZYŁAM CI POFARBOWANIE PSA NA ZIELONO, KOSZ DO GRY W TOALECIE, I POWINNAM TERAZ SIĘ FOCHNĄĆ ALE NIE UMIEM...Uff, no dobrze ulżyło mi.
-Chyba pozbawiłaś mnie słuchu.
-A ty siebie trasy koncertowej- odgryzła się. Teraz hajs nie będzie się zgadzał.
-Mam wytrzymać z zaledwie 50 milionami na koncie? Jak my będziemy żyć. Ja muszę jeść kobieto.
-Trzeba było o tym myśleć wcześniej.- krzyczeliśmy na siebie jak małe dzieci. Mama nawet wystawiła język, a ja zatykałem uszy krzyczą "lalalala nic nie słyszę!" jednak moja mina zrzedła gdy do pomieszczenia wszedł Scooter.
-Pattie, siedzicie tu godzinę. Mogę już wejść?
-Już weszłeś.- zauważyłem.
-Ty nic nie mów, będziesz tylko słuchał.- kobieta wymknęła się z pomieszczenia.
-Daaaj spokój...Nie chcę o tym mówić.
-Ale ja już cię poinformowałem, że będziesz tylko słuchać.
-Słuch to mam aktualnie uszkodzony.- nie wiem skąd wzięło się we mnie tyle sarkazmu, za dużo Vanessy?
-Musisz mi odpowiedzieć na jedno jedyne pytanie...Czy to ta dziewczyna?
-Yyy...aaee..Nie? Znaczy, chodzi o nią, ale to nie jej wina. Nie żebym ją kochał czy coś... O czym ty  myślisz, tylko seks ci w głowie.
-Błagam nie mów mi, że TO robiliście. Wiem, całowaliście się na śniegu...
-Edit nawet się nie całowaliśmy! Jakiś baran nam przeszkodził.
-Stado baranów czeka przed szpitalem.- jęknąłem.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

oczami Vanessy

Minęły już dwa miesiące od wypadku Justina...  Wszytsko jest idealne, prócz mojej ciotki, która robi się coraz gorsza. Niedawno straszyła mnie wyrzuceniem z domu i śmiercią głodową...Pff  już się boję. Czujecie ten sarkazm?  Ariana pokochała swoje nowe kotki. Bardzo się ostatnio zżyłyśmy, jak to przyjaciółki. Cat.. .nie mam z nią najlepszego kontaktu od kiedy ma chłopka Josha.  Jest w nim po uszy zakochana. Nie mam do niej urazu. Cieszę się jej szczęściem zwłaszcza ze znam Josha i jest naprawdę wspaniały. Dzisiaj chcę polecieć do Polski odwiedzić rodziców. Mę pożegnać z  Justinem. Wiem, że to tylko na chwilę, ale tęsknię za nim nawet w nocy. Czasem zdarzało się, że nocowaliśmy u siebie i zdarzały się dosyć krępujące sytuacje. Często budziłam się wtulona w niego albo on we mnie. Stanęłam przed drzwiami jego domu sprytnie wymijając w domu ciotkę.
-WItaj Van, dawno cię u nas nie było. 12 godzin ?-zaśmiała się Pattie, spłonęłam rumieńcem i nerwowo zachichotałam.
-Jest może Justin?-kobieta  spojrzała za siebie,  a ja przez jej ramie.  Justin chyba mnie usłyszał, bo skakał po salonie z w połowie założonymi spodniami. -Siema mięśniku!
-Wiesz ile się napracowałem, żeby tak wyglądać?-krzyknął z wyrzutem. Było to komiczne, bo miał szczoteczkę do zębów w buzi.
-Ciekawe dla kogo...-Pattie  znacząco poruszała brwiami, zostawiła nas zarumienionych. Niepewnie pokierowałam się do jego pokoju. Usiadłam na miękkim dywanie i zaczęłąm się śmiać z jego twarzy umazanej pastą do zębów.
-Umyj się!-wskazałam palcem na drzwi toalety.
-A vice versa.-pocałował mnie mydlanymi wargami w policzek. Od razu poczułam tam mrowienie. Wydałam z siebie wiązankę przekleństw i wytarłam twarz rękawem.
-Tak właściwie to... chciałam ci powiedzieć że wyjeżdżam.-wypluł wodę którą przpłukiwał usta.
-Co?-wrzasnął.
-Spokojnie tylko na 3 dni.-zaśmiałam się. Jednak on nie wyglądał jakby było mu do śmiechu.

justin bieber animated GIF

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział trzynasty. Lewa ręka.


Oczami Justina
Poczułem, że leżę na czymś bardzo ciepłym i wygodnym. Zacząłem jeździć ręką,a powierzchnia się poruszyła. Otworzyłem oczy i zobaczyłem śpiącą  Nessę. Dobrze, że się nie obudziła jak ją "dotykałem". Przypomniałem sobie co jej powiedziałem. Cholera, wyznałem miłość. Wstałem i poszedłem do toalety. Wyglądałem okropnie. Wory pod oczami i włosy ułożone w każdą stronę świata. Bez pytania o pozwolenie użyłem prysznica. Co ja jej  powiem? Spieprzyłem. Ze złości uderzyłem pięścią w ścianę.  Usłyszałem jak Nessa krzyczy z przerażenia.
-To tylko ja!-uspokoiłem ją. Zastanawiam się jak w ogóle się tu znalazłem? Pamiętam tylko naszą rozmowę w nocy, i to fragmentami.
-Wszystko w porządku?- zapytała.
-Tak jasne.-powiedziałem w sumie do siebie. Zakręciłem kurki i po wysuszeniu ciała ubrałem wczorajsze ciuchy. Czułem się nieświeżo, śmierdziało alkoholem.  Umyłem zęby szczoteczką Nessy.
-Juss mogę wejść?
-Jasne!-uchyliła niepewnie drzwi.
-Czy to moja szczoteczka?-niewinnie wzruszyłem ramionami.
-Jasne przecież nie moja...-udawała, że rozszarpuje mnie rękami w powietrzu. Jej wzrok skierował się w stronę prysznica.
-Czy to krew?-wskazała na kabinę.
-...możliwe.-chwyciła moją dłoń, a ja dopiero teraz poczułem jak boli.
-Justin...-westchnęła. 
-Ja...-znów miałem ochotę w coś uderzyć. I tak się stało ściana obok mnie zderzyła się z pięścią. Nessa lekko przerażona odskoczyła.
-Justin cholera! Co ci?!-nerwowo chodziłem po łazience.
-Upiłem się kobieto, gadałem głupoty!-skrzyżowałem ręce za głową.-Nie chciałem powiedzieć tylu rzeczy.
-Kiedy ludzie są pijani mówią różne rzeczy, czemu ci tak zależy ?- położyła dłoń na moim ramieniu.
- Będę  już szedł. Dzięki za przenocowanie. Potem opowiesz mi jak tu trafiłem.- zaśmiałem się nerwowo- Cześć ! 
-Pa... -wymruczała i zatrzasnęła drzwi. 
***
Ostrożnie przekroczyłem próg domu czekając na atak mamy. Czarnowłosa kobieta wyskoczyła z kuchni grożąc mi łyżką. 
- Gdzie ty byłeś ?! Odchodziłam od zmysłów ! 
- Mamo mam już szesnaście lat, byłem u...  kolegi. - ominąłem ją nie mając, ochoty na rozmowę. Ciągle dręczyło mnie to co powiedziałem wczoraj Vanessie. Rozprostowałem palce sprawdzając czy z moją ręką wszystko w porządku. 
- Wiem, że byłeś u Nessy. O matko co z twoją ręką?! - awanturowała się mama wchodząc do pokoju. Oparłem plecy o ścianę zaciskając powieki. 
-Spierdoliłem... 
- Justin ! Wyrażaj się. 
-... Powiedziałem jej, że ją kocham. 
- To przecież świetnie ! - usiadła obok mnie na łóżku. Ze zdziwieniem spojrzała na moją minę. - Czyli jej nie kochasz?
- Kocham, ale byłem pijany. Pewnie myśli, że nie pamiętam.- pokręciła głową z dezaprobatą 
- I co ja mam ci powiedzieć ? 
- Chciałbym wiedzieć. 
- Poczekaj na odpowiedni moment i powiedz jej prawdę. 
-To nie jest takie proste. Ona tego nie odwzajemnia - westchnęła.
- Jesteś po prostu ślepy. -poklepała mnie po plecach i wyszła. Czy ona miała na myśli ,że Vanessa jest we mnie zakochana? A może...nie! Prawdopodobnie w dalekiej przyszłości jej powiem o moich uczuciach,  ale na pewno nie teraz jest stanowczo za wcześnie. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni.  Mieć taką osobę przy boku to marzenie każdego, ale ja nie mogę nawet marzyć, bo tylko zniszczę jej życie w końcu nie jestem normalną osobą jestem jebanym Justinem Drew Bieberem! Zdesperowany otworzyłem okno i stanąłem na parapecie. I tak nigdy nie będę mógł normalnie żyć. Stale próbuję się z tym pogodzić, udawać, że to rozumiem jednak przytłacza mnie brak możliwości życia jak każdy inny nastolatek. Ugiąłem kolana po czym odbiłem się od powierzchni. Poczułem brak grawitacji, a potem tylko ciemność. 

Oczami Vanessy

Siedziałam a samotnej ławce w parku, obok fontanny, z zainteresowaniem spoglądałam na starszą , pomarszczoną kobietę dokarmiającą gołębie czerstwym chlebem. Była uśmiechnięta mimo tego, że siedziała tam sama. Miała około 60 lat. Zapewne gromadka wesołych wnuków wpadnie do niej na obiad w niedzielę. Ja nie miałam babci, A może miałam, nawet mam...Nic nie wiem...Kiedyś miałam dziadka. Było to w niedalekiej przeszłości. Spędziłam w nim najlepsze chwile dzieciństwa.  Zawsze na rybach, kazał mi całować rybki na pożegnanie. Lubiłam to. Kiedy trafiłam do cioci, kontakt się urwał. Może nawet o tym nie wie. Po śmierci jego córki załamał się kompletnie mimo, że ma jeszcze sześcioro synów. Moja mama i ciotka były jedynymi biologicznymi dziećmi. Pozostałych zabrał z jednego domu dziecka, który chylił się ku upadkowi. Nie chciał by skończyli na ulicy. Czasami wydawało mi się, że staruszka się do mnie uśmiecha. Chciałam do niej podejść i po prostu porozmawiać. Podnosiłam się już z miejsca, lecz mój telefon wibrował. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Pattie. Niepewnie odebrałam.
-Nessa? -jej głos był zapłakany, drżał bardzo i brzmiał niewyraźnie.
-Dzień dobry, co się stało Pattie płaczesz?-mówiłam bardzo szybko. Wystraszyłam się jednak to co doszło do moich uszu, nie do końca dotarło do świadomości.
-Jestem w szpitalu... Justin wyskoczył z okna.-wyszlochała.
-Gdzie jest szpital?-podała mi potrzebne informacje. Nie było to daleko dwa kilometry. Rzuciłam się biegiem. Starsza kobieta krzyczała coś do mnie, żebym zwolniła, ale ja tylko wylewałam z siebie łzy. Ludzie nawet nie zwracali na mnie uwagi, na ulicach tego miasta płaczące dziewczyny były codziennością. Czas dłużył się niemiłosiernie. Po drodze potrąciłam parę osób, przewróciłam się kilka razy, ale teraz liczył się tylko Justin. Wpadłam zdyszana tuż pod recepcję. 
-Gdzie leży Justin Bieber ?- kobieta spojrzała na mnie krzywo zza grubych czarnych okularów.
- Jest pani kimś z rodziny? -zadała standardowe pytanie.
-Kuzynką. Alice Bieber. - wybełkotałam chyba mi nie uwierzyła myśląc, że jestem napaloną fanką ale ulitowała się. 
-Obecnie OIOM Vanesso. - teraz to ja popatrzyłam na nią spod łba.- cała telewizja o was trąbi. - zaśmiała mimo powagi sytuacji 
-Gdzie to jest ?!
- Na górę korytarzem i w lewo. Tam i tak nie ma wstępu może zaczekaj... -ale ja nie słuchałam rzuciłam się pędem ku wskazanej sali.  Zauważałam zapłakaną mamę Jussa 
- Pattie...- tylko tyle zdolna byłam wyszeptać, gdyż kobieta przytuliła mnie. 
- Ma obite plecy, pęknięte żebro i lewą rękę prawdopodobnie złamaną.
- A co z głową jakieś urazy ? 
- Rozbita. Lekki wstrząs mózgu. Nie wiele by brakowało a złamał by sobie kręgosłup spadł na trawnik, a wysokość wcale nie była tragiczna. -pociągała nosem - akurat wychodziłam do sklepu i go zauważyłam. Dzięki Bogu, że zabrakło mleka. Jest na OIOMIE bo to gwiazda, szpital stracił by szacunek, gdyby umarł. 
-Dlaczego on ?-wyłkałam.
- Ja...- nie dokończyła gdyż przyszedł ( a właściwie wbiegł ) zdyszany Scooter. 
-Co z nim ? 
- Żebro, lekki wstrząs mózgu i ręka...lewa. - powiedziałam siadając na niewygodnym krześle.
- Lewa. - zakrztusił się powietrzem wiedziałam, że planują trasę koncertową. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam tłumy paparazzi wypychanych z budynku przez ochronę. Wścibskie barany. obróciłam się przodem do drzwi. Justin miał  rękę w gipsie.  Jego głowa owinięta była bandażem. Przyłożyłam ręce do szyby i oparłam o nią głowę. Kolejna fala łez wylała się, spod mocno zaciśniętych powiek. Nie mogłam na to patrzeć. Czemu on to zrobił?! Mocno zacisnęłam pięści wbijając moje dosyć ostre paznokcie w skórę. Z powrotem je rozprostowałam. Powtórzyłam tę czynność parę razy, aż poczułam ciepłą krew spływającą po dłoniach. Syknęłam z bólu. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę i otarłam ją. W naszą stronę zbliżała się pielęgniarka. Uśmiechnęła się do nas co oznaczało tylko coś dobrego.
-Dzień dobry można go odwiedzić, ale pojedynczo. Zaraz powinien się obudzić jak tylko leki przestaną działać.-zostawiła nas samych. Spojrzałam na Pattie i Scootera i kiwnęłam im głową na to, że mogą wejść pierwsi. Czekałam na nich po kolei układając sobie co powiem Jussowi. kiedy sala była wolną wzięłam kilka głębokich wdechów i popchnęłam swoją droga bardzo ciężkie drzwi. Mój przyjaciel był blady, a jego usta nie były tak jak zawsze wygięte w uśmiechu. Usiadłam obok niego na skrawku łóżka i chwyciłam jego dłoń. 
-Justin dlaczego..?-znów łzy spłynęły po mojej twarzy. Zamknęła mocno powieki próbując powstrzymać szloch. Włosy przykleiły się do mokrej twarzy. Jego dłoń wysunęła się z mojej i delikatnie odsłoniła buzię.
-Nie płacz proszę.-szepnął blado sie uśmiechając. Spojrzałam się na niego i przytuliłam się mocno. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak brakowało mi jego dotyku, zapachu, głosu...
-Czemu? Dlaczego to zrobiłeś?-wypłakałam. 

Rozdział dwunasty. Alkohol.

Oczami Justina
Czuję jak coś we mnie wariuje. To uczucie silniejsze od uzależnienia. Nie potrafię bez niej wytrwać dnia, godziny bez myśli o jej słodkim głosie, pięknych, głębokich oczach i melodyjnym śmiechu. Przecież moja przyjaciółka. Na dodatek mama ciągle o niej mówi. I weź tu zapomnij, ale czy ja chcę zapomnieć? Oczywiście ,że nie. Cholera kocham ją. Nieodwzajemniona miłość boli najbardziej.  Może wszystko rozwiąże się samo, jak w kolorowych kreskówkach?  Muszę się wyluzować, odstresować. Odbyłem poranną toaletę. Uznałem, ze pójdę pieszo co jak co ale odpowiedzialnym być trzeba. Nigdy by mi nie wybaczyła jeśli wsiadłbym do samochodu nawet z cząstką promila, nie po tym co się stało z jej rodzicami...
***
Stanąłem przed tutejszym klubem "DEMON". Zwali go tak, bo drinki były tu bardzo mocne, dawały dużo energii. Wielu ludzi uważa, że do trunków dosypywano narkotyków, ale nigdy im tego nie udowodni. Udałem się do środka i rozejrzałem za kimś znajomym. Nie dało się jednak rozróżnić kto jest kim, gdyż w pomieszczeniu był pół mrok i dużo kolorowej pary. Głośna muzyka dudniła,  w powietrzu unosił się zapach alkoholu, dymu papierosowego i metalu. Kolorowe światełka oświetlały parkiet. Poszedłem w stronę baru i zamówiłem trzy kolejki. Jednak na trzech się nie skończyło. Leciała następna i następna. Mimo mojej mocnej głowy dalej nic nie pamiętam.
Oczami Vanessy
Był już późny wieczór ( 01:18). Nie dostałam znaku życia od Justina, nawet SMSa. Wszyscy wokół mówią, że jesteśmy parą, to zaczyna mnie denerwować. I do tego Cat na stałe zamieszkała w moim pokoju.  Staram się zignorować głośną muzykę Biebsa, którą zawsze puszcza.  Postanowiłam przebrać się w piżamkę.

Już miałam wchodzić pod kołderkę do Caty kiedy do pokoju wszedł ledwo trzymający się na nogach Justin.
-Siema dziewczyny.-wymamrotał prawie wymiotując.
-Justin ile ty wypiłeś?-zapytałam spanikowana. "Siostra "przykryła nos kołdrą, gdyż nienawidzi zapachu wódki.
-Przestałem liczyć przy dziesięciu...-upadł na podłogę i zasnął. Przerażona Cat rzuciła się obok niego na kolana. Zaczęła sprawdzać mu puls.
-Daj spokój tylko się upił. Zaniesiemy go do ciebie do pokoju. -zarządziłam.
-Chyba śnisz ! Nie będę trzymać u siebie w pokoju trupa. Do tego pijanego trupa. -zaprotestowała.
-I tak śpisz u mnie.
-Zmiana ról, już śpię u siebie.
-Ale Cat nie zostawiaj mnie z nim...-wyszła. Spojrzałam na Justina, który uśmiechał się przez sen.  Niezgrabnie wciągnęłam go na łóżko. Miałam wychodzić i gasić światło kiedy dotarł do mnie zaspany głos Justina.
-Zostań.-poprosił. Westchnęłam, ściągnęłam mu buty i położyłam się obok.
-Śmierdzisz wódką.-stwierdziłam.
-I tak wyglądam seksi.-uśmiechnął się triumfalnie.
-Tak na seksi pijanego.-wywróciłam oczami i położyłam się na boku nie patrzą na niego. Mimo ,że byłam pod kołdrą trzęsłam się z zimna. Justin objął mnie w tali i przyciągnął do siebie.
-Jesteś zimna.-moje ciało przeszły ciarki.
-Wiem.-powiedziałam cicho. Justin zaczął się śmiać.-Co?
-Bawisz mnie.-wybełkotał.
-Czemu ?
-Tym ,że czujesz się przy mnie taka skrępowana.-strąciłam jego rękę i próbowałam pogrążyć się w śnie -Obraziłaś się?
-Tak.-nawet nie wiem jak to się stało, ale Justin leżał mi na brzuchu.
-Van?
-Co?- nieświadomie kręciłam jego włosy, jak zabawką.
-Jesteś dziewicą?- moje oczy rozszerzyły się.
-Co to za pytanie?
-Chcę się spytać czy będę tym pierwszym...No wiesz.
-Nie nie będziesz.- natychmiast usiadł, przybierając niedowierzający wyraz twarzy.
-Jak dorwę tego idiotę...
-Nie nazywaj go idiotą. Może go nie kochałam, ale byłam silnie zauroczona.
-Więc można stwierdzić, że to ja będę pierwszy.
-Skąd ta pewność, że w ogóle będziesz?
-Bo mnie kochasz.- stwierdził jakby było to oczywiste. Poczułam jak czerwienią mi się policzki. Dobrze, że w pokoju panował mrok, gdyż właśnie odkrył moją tajemnicę.-Jesteś pijany.
-A ty bardzo piękna.
-Jest ciemno.
-Ale i tak widzę twoje wielkie rumieńce.
-Nie prawda.
-Przyznaj się.-wzruszył ramionami.-Trafiłem w twój czuły punkt.
-Uważaj ,żebym ja cię czasem nie trafiła.- zagroziłam.
-Okej trafiaj.- pokazał na usta.
-Co się dzisiaj z tobą dzieje?
-Słyszałaś o tym, że pijani ludzie mówią prawdę?
-Tak, to mów dalej. Może dowiem się czegoś ciekawego.
-Nie mogę, bo powiem ci coś czego nikt nie powinien wiedzieć.
-CO?
-Kocham cię.- odparł ledwo świadomy, po czym zasnął.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział jedenasty. Wigilia.

Trzy dni temu, rano wyszłam na zakupy i nabyłam tam piękny naszyjnik dla Pattie, by podarować jej go na święta.  Najgorzej było  z prezentem dla Jussa. Dłuższy czas zastanawiałam się nad wyborem i zdecydowałam się na słodkiego misia. A inny prezent szykowałam właściwie od samego początku. Ariana nie była problemem, najzwyczajniej w świecie kupiłam jej słodkiego, malutkiego kotka. Przez ostatni tydzień ciągle o nich nawija. Kociara jedna.Za to mojej siostrze podaruję kurtkę Justina oraz wejściówki na koncert, które dostałam od niego wczoraj. Tydzień temu byłam z Catriną w Polsce na cmentarzu u moich rodziców. Ona również płakała mimo, że minął już kawał czasu wciąż bardzo boli. Przeklinałam wszystkie autobusy i ciężarówki oraz nieuważnych kierowców. Może gdyby ten co prowadził samochód nie był pijany, rodzice by żyli. Czemu z całego autobusu tylko oni zginęli? Nawet cholerny kierowca przeżył ! Po powrocie do Stratford długo nie mogłam się pozbierać. Justin dzielnie mi pomagał, i w końcu znów się uśmiechałam. O osiemnastej ma przyjść po mnie. Swoją drogą wczoraj zgarnęłam mu kurtkę pokierowałam się więc do pokoju Cat. Stała na środku pokoju kręcąc się wokół własnej osi.
- Cat co ty robisz ?!
- Pobijam rekord.- krzyknęła nie przerywając. - wszystko wiruje !
- Ile już nabiłaś ?- chciała się jak najwięcej razy zakręcić wokół własnej osi.
- Przestałam liczyć przy dwustu!
- Matko ja dobiłam do setki ! - Cat zwolniła zaczęła się chwiać po czym ciężko upadła. Musiałam poczekać, aż ochłonie. Podałam jej torbę z kurtką i pomachałam biletami przed twarzą.
-Wesołych świąt siostrzyczko.-spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Wyrwała mi kurtkę i zaczęła ją wąchać.  Uśmiechnęłam się.
- To najlepszy prezent jaki mogłaś mi dać. -  poczułam jak mnie przytula i delikatnie całuje w policzek. Przybrała minę jakby właśnie coś sobie przypomniała. - Ja też mam coś dla ciebie !
Pobiegła do skrytki w ścianie w MOIM pokoju ( fajnie, że o niej wiedziałam ! ) wyciągając z niej prostokątne,  niebieskie  pudełko. Zajrzałam do niego ostrożnie, wiedząc, że moja kuzynka jest szalona.
- Spokojnie, wykluczyłam plan ze zdechłym szczurem. W sklepie nie dość, że wszystkie były żywe to jeszcze nie mieli różowych ! - najgorsze w tym wszystko jest to, że ona mówiła to zupełnie na poważnie. Wyciągnęłam ramkę w kształcie serca, a w niej zdjęcie moje i Justina gdy prawie całujemy się na śniegu. Na fotografii wygląda jednak to tak, jakbyśmy byli połączeni w gorącym pocałunku. U góry widniał napis "SZCZĘŚCIA NA NOWEJ DRODZE ŻYCIA!"
- Cat my nie jesteśmy razem !
- Jak to ?
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi nie całowaliśmy się wtedy.
- Trochę za późno mi to mówisz...- założyła platynowy kosmyk na ucho.
-O matulu co ty zrobiłaś ?
- Na swoim blogu BelieberkiSąMega.com umieściłam o was notatkę, no i może wspomniałam kilku osobom, że moja siostra jest narzeczona Biebsa. No wiesz trochę się zapędziłam i... - jednak ja zaczęłam się śmiać. Cat taka już jest najpierw robi potem myśli.
- Nie jesteś zła ?
- I tak całe MTV huczy o tym, że jesteśmy parą. - do pokoju wszedł Justin, jak zwykle nie pukając ani nawet pytając się czy może wejść.
- Cześć mężu. - wypaliłam.
-... Cześć żono ? - podałam mu zdjęcie, on również zaczął się śmiać.
- Nie śmiejcie się... to była pomyłka ! Zachowywaliście się jak zakochana para, chociaż nie mówię, że nie jesteście zakochani. Wyglądacie razem słodko, jak miód z ciasteczkami. Justin muszę ci to powiedzieć, ale jeśli chcesz wyjść za Nessę powinieneś zmienić fryzurę. Osobiście uważam, że półmetrowa grzywka wygląda seksownie, ale z rudymi włosami Nessi nie komponuje się to zgodnie. W ogóle dlaczego nie zaczęłam zaproszona na święta?
- Bo to mój mąż nie twój. - przerwałam, ale ona mówiła dalej nie zrażona.
-... zignorowałeś nawet to, że zawsze chciałam pogadać z Pattie. Ach ! I odwiedź proszę mój blog, lub na pisz o nim Twitterze wiesz jest coraz więcej notek, a tak wyświetleń cztery miliony ...cztery miliony wyświetleń za tyle pracy.  Ja raz nawet się zakradłam do twojego apartamentu Londynie by zdobyć jego zdjęcie. Przez bite trzy tygodnie studiowałam kanalizacje miasta by się tam dostać nawet wzięłam pamiątkę.- nawijała.
-Oddawaj moją czapkę !
- Masz ich tysiąc i ponad 50 milionów dolarów na koncie ! Dokładnie 53 miliony 762.
-Skąd wiesz ?
- To sekrety Beliebers. Ach, i masz dzisiaj czerwone majtki ! - Justin zajrzał do spodni, potem z przerażeniem wybiegł z pokoju.
- Do zobaczenia wieczorem! - krzyknęła.Poszłam za Justinem. Kręcił się po moim pokoju o dziwo szperając w szafkach.
- Czego szukasz ?
- Tu przebywa najczęściej na pewno coś tu chowa
-Spokojnie jest nie groźna... Tak myślę, chociaż w trzeciej klasie zobaczyła Lady Gage na ulicy podbiegłą do niej od tyłu i urwała kiełbasę z mięsnej sukienki.-zaśmiałam się.-Mówię poważnie.
-Ymm załóżmy, że się jej nie boję. Idziemy?-pokiwałam głową. Objął mnie w tali i poszliśmy. Nie opierałam się. Położyłam głowę na jego ramieniu . Pewnie gdyby ktoś nas teraz zobaczył pomyślałby ,ze jesteśmy parą. Boże zakochałam się. Zaśmiałam się.
-Co?-sam zaczął chichotać.
-Nic śmieję się z własnych myśli.-położyłam się na śniegu i zachowywać jak naćpana. Śmiałam się nawet z kępka trawy. Justin patrzył z pożałowaniem i kręcił głową.
-Ludzie się patrzą.
-Jest ciemno.
-Będziesz mokra.
-Wyschnę.
-Będzie ci zimno.
-Ogrzejesz mnie.-dalej się śmiałam.
-Co ja z tobą mam.-poniósł mnie na ręce.
-Niebo i piekło.-zaczęłam śpiewać Baby.
-Ładnie śpiewasz.
-A wiesz co jest najśmieszniejsze?
-Co?
-Nienawidzę tej piosenki.-zaśmialiśmy się.
***
Oczami Justina
Roześmianą Nessę wniosłem do domu. Najdziwniejsze było to, że nie była już mokra. Naprawdę zachowywała się jak naćpana.
-Justin patrz lampa.-pokazała ręką na żyrandol
-Widzę.-mruknąłem odstawiając ją na ziemię, a ona lekko uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz.
-Za co?
-Za miłość do ojczyzny.-przybrała poważny wyraz twarzy i poszła przywitać się z moją mamą. Złapałem się na bolący polik i czułem jak robi się czerwony oraz pulsuje. W takim stanie udałem się do kuchni.
-Justin co ci się stało?
-Pokochałem ojczyznę.-wyciągnąłem lód z lodówki.
-Przydałbyś się na coś i pomógł gotować, ale nie ty umiesz tylko użalać się nad sobą- mruknąłem coś pod nosem i zacząłem zanosić jedzenie na stół. W końcu wszyscy usiedliśmy. Było nas troje gdyż dziadkowie nie mogli przyjść. Rozmawialiśmy wesoło, przy pięknie udekorowanym stole. W tle leciały wspaniałe kolędy. Lekko już znudzony wypaliłem..
- Kiedy prezenty ? -mama zmroziła mnie wzrokiem
- Minęło jakieś dziesięć minut...
- O dziesięć za dużo.
- Och Justin daj spokój jest miło. Uwielbiam Wigilię, to piękne święto.
- Każdy dostaje prezenty...- dostałem w tył głowy od mamy.
- Piękne jest to, że wszyscy są razem.
- No weź, ale ja chce teeeeraz !
Jednak nie miałem tak dobrze i musiałem wytrzymać ponad godzine. W końcu usiedliśmy w salonie przy choince. Od mamy dostałem nową, piękną gitarę. Ja podarowałem jej pozytywkę która w kółko powtarza " mam najlepszego syna na świecie ! " zawsze robiłem dla niej takie właśnie prezenty, bo było przy nich dużo śmiechu. Vanessa dała jej cudowny naszyjnik, a kiedy ja dostałem od niej prezent łza zakręciła mi się w oku. Wielki album, ze zdjęciami, rachunkami,biletami to kina. Każdy ważniejszy dzień, spędzony wspólnie był zawarty tutaj. Paczuszka po ketchupie z wizyty na Pizzy, bilety z kina a nawet ususzony kwiatek który kiedyś włożyłem jej we włosy. Było tam także zdjęcie z MTV, oraz jak jestem z nią "u Grace " Dostałem także misia, w zielonym sweterku na którym widniał napis " Prawdziwej przyjaźni nic nie zniszczy " przyszła pora na mój prezent dla niej. Otworzyła pudełko powoli wyciągając piękną, żółtą sukienkę z dopasowanymi butami.

Ową suknie nabyłem na naszych wspólnych zakupach, pamiętając jak świeciły jej się oczy. Przytuliła mnie i pocałowała w policzek
- Przecież ona była taka droga !
- Miłość nie ma ceny... Przyjacielska w sensie
Pattie zaśmiała się. Nie pomagała, właśnie prawie wyznałem Nessie miłość, cholera. Poszedłem się przewietrzyć na ganek
Oczami Vanessy
Wybiła 21, razem z Pattie zostałyśmy same w kuchni, przez dłuższy czas szczerzyła się do mnie z niewyjaśnionych powodów.
- Co się stało ? -zapytałam
- Widać, że cię kocha - zachłysnęłam się powietrzem
- Z czego to wywnioskowałaś ?
- Nie wiem, czy nie zauważyłaś, ale właśnie wyznał ci miłość tylko starał się to zatuszować. Ciągle patrzy na ciebie świecąc oczami, w sumie to ty na niego też. Kiedy prawi ci komplementy cała płoniesz, pasujecie do siebie dwa elementy układanki.
- Wątpię, nawet jeśli mi się podoba, on czuje do mnie... najwyżej zauroczenie - wzruszyłam ramionami, ze smutkiem. Pattie chciała coś powiedzieć, lecz z powodu awarii zlewu zimna woda ochlapała jej sukienkę. Dobrze idź poszukać Jussa ja się przebiorę. Siedzieliśmy w pokoju Justina i dokładnie oglądaliśmy album ode mnie.
- Jesteś niesamowita, ja bym nigdy nie wpadł na coś tak kreatywnego.
-Dziękuję
- A tak swoją drogą chciałem zobaczyć cię w twojej nowej sukience.
- Wedle życzenia - zaśmiałam ochoczo wchodząc do toalety z kreacją w ręce. Leżała na mnie cudownie.  Ubrałam nie ukrywam niewygodne buty i wyszłam. Okręciłam się wokół własnej osi.
-Wow-tylko tyle  z siebie wydusił
-Ymm..dziękuję?-zaśmiałam się
-Wyglądasz cudownie.-dodał
-Za jakie grzechy?-ściągnęłam buty
-Aż takie niewygodne.-podałam mu
-Przymierz. No śmiało...-Justin zaczął zakłada szpilki.-Żartowałam mężu.-wyrwałam mu buty.
-A właśnie czemu mężem....?
-Cat powiedziała cytuję " Na swoim blogu BelieberkiSąMega.com umieściłam o was notatkę, no i może wspomniałam kilku osobom, że moja siostra jest narzeczoną Biebera."
-Boże ja na serio się jej boję....
-Oj nie przesadzaj jest tylko dosyć..-szukałam słowa-szaloną dziewczyną.
-Weszła kanałami do mojego pokoju Hotelowego i ukradła mi czapkę wiedziała jaki mam kolor majtek!-nie mogłam wytrzymać z jego tonu i powagi. -Śmieszy cię to?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-przytulił mnie od tyłu kiedy jego ręce dotknęły mojego brzucha zaczął drgać. Oparł brodę na moim ramieniu.
-Zawsze kiedy spojrzysz w gwiazdy pamiętaj o tym, że jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu.

sobota, 30 maja 2015

Rozdział dziesiąty. U Grace.

-Ohh... Myślałam, że to ty będziesz dawał mi rady w tych sprawach.-powiedziała z wszechwiedzącym uśmiechem. Usiadłem obok śmiejąc sie jak głupi.- No mów dlaczego nie jesteście razem?
-Nie wiem.-przyznałem.
-Jak to nie wiesz? Co ja mam wiedzieć?-udawała zirytowaną.
-No.. przyjaźnimy się i tak jest dobrze. A poza tym nie wiem czy ona czuje coś do mnie.
-Yhm.. A może dawała ci jakieś znaki?
-Jakie znowu znaki?- uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
-Boże Justin czy ty kiedykolwiek miałeś dziewczynę?
-A ty chłopaka?- droczyłem się.
-Nie, ale oglądam seriale. A poza tym jestem tego bliska.
-Dobra mów o jakie cholerne znaki ci chodzi.-uderzyła mnie w tył głowy. Uśmiechnąłem się do niej słodko.
-Nie przeklinaj!-sepleniła- No wiesz może..patrzyliście sobie głęboko w oczy, byliście bliscy w pocałunku tak jak wczoraj na przykład ,może też się rumienić jak powiesz jej komplement,albo przytula cię sama z siebie na dłużej niż 5 sekund.- zaczęła wymieniać, licząc przy tym na palcach. Zaśmiałem się z jej zaangażowania.
-Może i to się zgadza.- uśmiechnęła się  triumfalnie- Ale co ja mam zrobić jeżeli zniszczę przyjaźń.
-To już należy do ciebie, ja nie mogę pomóc.-westchnąłem. -To co pośpiewasz mi?
-Jasne mam piosenę którą napisałem dla niej.
***
Wygłupialiśmy się przez pół godziny, śpiewając różne jej ulubione kawałki i ganiając się po pokoju. W końcu znów usiedliśmy na łóżku.
-Właśnie to o jakiego chłopaka ci chodziło?-zapytałem uświadamując sobie przekaz jej wcześniejszych słów. Moja mała Nelly ma mieć chłopaka? Na litość przecież ona ledwo podstawówkę zaczęła.
-To... jeszcze nie jest pewne.
-Pamiętaj, że jeśli zrobi ci krzywdę to... lepiej żebyś nie wiedziała
Zaśmiała się
-Jeśli Vanessa sprawi, że będzie ci smutno osobiście się z nią policzę. - wystawiła do mnie język.
- Może zwolnię Kenny'ego i zatrudnię ciebie ?
-Do usług.
***
Oczami Vanessy

Justin poszedł już do domu, a ja do późna pracowałam. Normalnie są to 2-3 godziny teraz będzie to cały dzień, gdyż zastępując Lenę trochę zarobię. Stanęłam przed sporego rozmiaru lokalem  z którego wyszłam sześć godzin później. Chciałabym powiedzieć, że nie czułam stóp, ale je czułam -i w tym problem - bolały. Przeszłam nie całe dziesięć kroków, a ktoś stanął za mną zasłaniając moje pięne oczka. Ups ! Za dużo Justina.
- Kto to ?-zapytałam.
-Piękny,przystojny wpadł ci w oko...
-Hmm... David z 3c ? - zażartowałam a on odsunął się ode mnie z miną obrażonego sześciolatka.
- Wcale nie jest taki przystojny. - wymachiwał rękami w powietrzu a ja się śmiałam, on nadal wymieniał jego wady - i do tego ma pryszcze. - zakończył.
- Człowieku, ja znim nawet nie rozmawiam.
- I niech tak zostanie. - chyba pierwszy raz zrobiło mu się głupio - Znaczy... tego, no... Podwieźć cię do domu ?
- A masz samochód ?
- Nie. - kucnął i pokazał na swoje plecy, dwa razy nie trzeba mi powtrzać, uwielbiam jeździć "na barana " zaczął biec, a ja niemal z niego spadłam. Oboje się śmialiśmy kiedy upadliśmy na śnieg
- Juss jestem cała mokra.
- Ja też. To jest seksowne - znów zarzucił włosami nie mogłam powstrzymać chichotu.
-Zastanawiam się kiedy wydoroślejesz.
-A po co? Dobrze mi tak jak jest. Ja zachowuję się jak kompletny idiota, a ty się śmiejesz.
-Dobra, ale teraz dlatego, że przez ciebie jest mi zimno musisz coś z tym zrobić.-powiedziłam stanowczo.
-Może pójdźiemy na gorące kakao.
Ruszyliśmy przed siebie drogą tylko Justinowi znaną. Nie miałam pojęcia gdzie mnie ciągnie. Mały barek na zupełnym odludziu był w kolorach czerwieni. Drewniany daszek zasłaniał ganek. Z wnętrza słychać było Jezzową muzykę, przekrzywiony napis u Grace świecił wesoło, pod wpływem kolorowych lampeczek. Całość mimo, że skromna prezentowała się bardzo przytulnie. Nie zwracając uwagi na Justina pobiegłam do środka. Za barem stała starsza, krągła sympatycznie uśmiechnięta kobieta. Jej czarne włosy związane były w estetyczny kok, a na twarzy witał przemiły uśmiech. Usłyszałam dźwięk dzwoneczka spodowowany otworzeniem drzwi przez Justina. Chwycił mnie za rękę i podbiegliśmy do kobiety.
-Justin dawno cię u nas nie było skarbie.
-Cześć babciu.
-To twoja babcia?- zapytałam zdezorientowana. Każdy z rodziny Bieber miał czekoladowe oczy, a ona zielno- szare. Dziadków chłopaka od strony matki znałam...
-Nie kochanie po prostu znamy się od dawna. Jestem Grace, ale mów mi Babciu.
-Vanessa.
-Też tu jestem i czuję się zapomniany.-Justin podniósł rękę
-O dzieciaku, który uprzykrza mi zycie przez już pare dobrych lat nie można zapomnieć.
-Aww, dziękuję.-Juss zabawnie machnął ręką.-Poprosimy dwie gorące czekolady.-zignorowałam fakt, że mieliśmy iść na kakao. Napój był wręcz przepyszny.
-Matko czemu wcześniej mnie tu nie zabrałeś?
-Bałem się, że jak zaczniesz pić to nie staczy dla mnie.-suszył zęby jak zawsze.
-Słodko razem wyglądacie.-powiedziała staruszka.
-Nie jestesmy parą.-zawstydziłam się.
-Oj kochana widzę jak nasz urwis na ciebie patrzy długo to nie potrwa.-Justin schował twarz między ramiona.
-Niedoczekanie moje. - powiedziałam śmiejąc się. Grace odeszła puszczajac mi oczko -Ymm...Justin podnieś już głowę.-powiedziałam śmiejąc się
-Nie.
-Czemu?
-Bo stało się coś czego nawet ja się nie spodziewałem.-chwyciłam jego buźkę w dłonie i uniosłam. Moim oczom ukazały się dwie wielkie plamy czerwieni
-Nie wierzę.-wyszeptałam
-Nie śmiej się.-znów schował twarz- Po prostu jest mi gorąco.
-A ja jestem Święty Mikołaj.-zwijałam się ze śmiechu na krześle
-To moja wina, że trafiła w mój czuły punkt?-zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Przybrałam poważny wyraz twarzy.
-Kiepski żart.-zaczęłam się śmiać, a on się przyłączył. Choć to nie wyjaśnia czemu się rumienił.
I dlaczego wydaje mi się, że jego śmiech był sztuczny ?
 

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział dziewiąty. Mój najlepszy przyjaciel.

Poranek był dla mnie ciężki. Catrin i ja rozmawiałyśmy do trzeciej nad ranem. Niewsypanie plus zmęczenie po bitwie na śnieżki z Justinem dawało uczucie potwornego kaca ( tak przynajmniej myślę, że kac wygląda ) to że całe życie mieszkałam w biednej dzielnicy nie znaczy, że jestem ćpunką czy alkoholiczką. Cat postanowiła zostać w domu wkręcając cioci, że boli ją brzuch. Ja nawet nie podejmowałam tej próby, bo wiedziałam jak to się może skończyć.Więc właśnie wychodziłam z pokoju mijając śpiącą siostrę. Ona rzadko chodzi do szkoły. Trzy razy tygodniowo, ale dzięki wybitnym ocenom i odrobinie pieniędzy cioci zda spokojnie. Takim to dobrze w życiu.  Jadłam właśnie śniadanie i usłyszałam klakson samochodu. Wyjrzałam zza zasłony i zobaczyłam srebrnego Bentleya Justina. Wyszedł i oparł się o maskę. Chwyciłam swoją torbę i szybko zmierzyłam w jego kierunku. Zamykając drzwi dobiegł mnie zaspany głos Cat.
-Kto o tak wczesnej porze trąbi?
-Ja!-krzyknął Juss.
-OMG!-poprawiła włosy i wybiegła w piżamie na dwór. Przytuliła Justina, który nie ukrywał zdziwienia.
-Wiem, że go sobie zaklepałaś, ale musiałam to zrobić
Powiedziała prosto do mojej osoby, która teraz poczuła jak krew napływa do jej policzków. Justin spojrzał na mnie z uroczym uśmiechem, a ja złowrogo spojrzałam na "siostrę"
- Cat przypominam ci, że właśnie stoisz przed swoim idolem w piżamie !
- To koszula nocna - starła się usprawiedliwić.
- Nie denerwuj mnie ! Do domu ! - wymamrotała coś pod nosem, po czym pisnęła już zza zamkniętych drzwi.
- Wyglądam seksowniej od ciebie !
Justin pokręcił z niedowierzaniem głową
- Zawsze jak jesteście razem to się o mnie kłócicie.
- Nie prawda nie zależy mi na tobie, jesteś dla mnie jak ten paproszek na dywanie.
- Też cię kocham. - powiedział z ironią i otworzył mi drzwi samochodu.
- A więc zaklepałaś mnie sobie ? - usiadł wygodnie na fotelu.
- Oczywiście, i nie mam zamiaru cię odklepać. - po chwili zrozumiałam co wyszło z moich ust.  jesteś MOIM najlepszym przyjacielem i tak ma zostać!- dodałam by uratować sytuacje.
- OK niech ci będzie...
Wychodząc z czarnego pojazdu rozeszliśmy się do osobnych klas. Poszłam na mój ukochany angielski. Zawsze wszystkie informacje przyswajane na tym przedmiocie rozumiałam po krótkiej chwili. Idąc korytarzem wielu ludzi zapytało mnie się o MTV. Każdemu odpowiadałam to samo.
- Wygłupialiśmy się na śniegu, Selena niema tu nic do rzeczy.- Wreszcie skryłam się w ostatniej ławce kładąc się na stoliku. Moje powieki robiły się cięższe, czułam wibracje w głowie jak zawsze przy zasypianiu. Przerwała mi Ariana piszcząca na mój widok.
- I ty się śmiesz nazywać moją przyjaciółką ? Gdyby to MNIE pocałowało bożyszcze nastolatek od razu bym do ciebie zadzwoniła. A tutaj, oglądam sobie MTV i od obcych ludzi się dowiaduje. A tak nawiasem mówiąc wiedziałaś, że jesteś na okładce ?
- Nie całowaliśmy się !
- Yhm, ale tego chciałaś !
- I co z tego... - Cholera ja i moja niewyparzona gęba
Poczekałam aż podniecenie w sali ucichnie. Ulubiona nauczycielka kazała mi przedstawić projekt zadany nam niedawno na temat swojego najlepszego przyjaciela. Była to typowa część lekcji, ona podaje nam temat by na następną lekcje musimy go rozwinąć. Wstałam z miejsca i poszłam na środek klasy. Jeszcze miesiąc temu nie odważyłabym się, i stałabym bezruchu, zasłaniając twarz włosami. Teraz jednak przemówiłam.
-Moim najlepszym przyjacielem jest Jusss..- drzwi się uchyliły a zza za nich wyjrzała głowa blondyna. Justin, teraz, serio?
-Mów dalej Justin poczekaj chwilę.
-...Moim najlepszym przyjacielem Jest Justin. Kilkakrotnie uratował moje życie. Zwykle przypadkiem. .-dodałam unosząc nadgarstek do góry. Mina mojej klasy była bezcenna.- Zawsze mogę na nim polegać tak jak i on na mnie. Przy nim zawsze się uśmiecham.  Mimo iż na początek żywiłam do niego prawdziwą , nieuzasadnioną nienawiść, okazał się nie być nadętą gwiazdką, chociaż nadal nazywam go gwiazdorkiem. Czuję, że mogę mu powiedzieć wszystko on mi również. Nigdy nie przeszło mi przez głowę, że może mnie zdradzić. To osoba pełna energii z lekkim ADHD, ale zawsze dotrzyma tajemnicy. Owszem zdarzają się momenty kiedy nie mogę z nim wytrzymać, bo zawsze suszy zęby, ale i tak go kocham. Niema takiego drugiego na świecie jak on. Dziękuję.

Oczami Justina 

Nie spodziewałem się, że idąc po kredę, usłyszę tyle miłych słów. Zdziwiłem się gdy tak otwarcie mówiła o uratowaniu życia. Wypowiadała te wszystkie słowa z taką lekkością jakby znała je na pamięć. Zapatrzyłem się w jej czarne oczy gdy z transu wyrwał mnie głos nauczycielki.
- Justin poco tu przyszedłeś ?
- Po kredę.
- Dobrze już ci daję.- pochyliła się lekko by zgarnąć z szafki pełne pudełko, które mi podała. Kiedy się odwracałem puściłem Nessie oczko. Ona jak to ma w zwyczaju zarumieniła się. Zawsze po prostu zawsze czego bym jej nie powiedział nie zrobił ona się robi czerwona. To słodkie. Nie zdawałem sobie sprawy, że to jak się ciągle uśmiecham tak ją denerwuje, wszyscy tak się przez to denerwują? Przecież mój uśmiech jest uroczy...
***
Kończyłem dzisiaj lekcje o wiele wcześniej niż Vanessa. Cóż wpadłem więc na pomysł odwiedzenia najbliższego domu dziecka. Wielki budynek w niczym nie przypomniał normalnego, ciepłego w domu gdzie mnie wychowywano. Przypominał mi bardziej więzienie. Stęskniłem się za moją małą podopieczną Nelly. Gdy tylko wszedłem przez mosiężne drzwi, od razu rzuciła mi się na szyję.
-Moja mała księżniczka.-zakręciłem ją wokół własnej osi.
-Justin czemu cię tak długo nie było?!-pocałowała mnie w policzek.
-Nie było mnie jakiś tydzień.-zaśmiałem się.
-Zawsze przychodziłeś dzień w dzień.-założyła rączki na pierś.- Nie wierzę nasz Justin się zakochał.
-Aż tak widać?-pokiwała słodko główką.-Wpadłem po uszy...
-Długo jesteście razem?
-Nie jesteśmy.- wymamrotałem smutno. Usiadła na łóżku i poklepała miejsce obok. To będzie ta poważna rozmowa?

piątek, 15 maja 2015

Rozdział ósmy. Jak nic będziemy na okładce!

Justin zaproponował mi, że mnie odprowadzi, bo było już ciemno. Z resztą w zimę zawsze robiło się tak szybko. Trochę czasu nam zleciało u Ari. Do tej pory serce przyspiesza mi przez jego obecność. Staram się to ignorować. Spojrzałam na niego. Na dworze była minusowa temperatura a on zmarzniętymi dłońmi stukał SMS. Nagle niespodziewanie się odezwał.
-Co robisz w Wigilię?
-Usługuję przy kolacji.-powiedziałam z pogardą.
-Co?- zapytał.
- Pamiętasz jak kazałam nam się skradać do pokoju? To głównie przez moją ciotkę. Przez rok czasu, który tu spędziłam targała mną ja szmatą. Może się niedawno postawiłam jednak nadal skutecznie niszczy mi życie.
-Kto powiedział, że spytasz się jej o zdanie?-kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze.
-A co na to twoi rodzice?-pokazał mi SMS-a
 Może zaprosisz swoją przyjaciółkę na wigilię? Tą o której mówiłeś, że jest taka piękna ? 
Uśmiechnęłam się do ekranu
-Mówisz o mnie ludziom?
-Kilka razy być może coś mi się wymsknęło...- powiedział jak zwykle NIE zażenowany.
-Jak ty to robisz?
-Co?
-Nigdy się nie wstydzisz, nie przejmujesz i cały czas się uśmiechasz nawet jak jest źle.-powiedziałam na wydechu.
-Sława zrobiła swoje.-odparł
-Gwiazdorek!-stwierdziłam za co dostałam śnieżką w tył głowy. Oczywiście się odpłaciłam. I rozpoczęła się wielka bitwa na śnieżki. Nasza zabawa skończyła się na robieniu aniołków w śniegu.-Justin zepsuła ci się fryzura.-powiedziałam z udawanym przerażeniem. Juss usiadł na mnie okrakiem.
-Nawet jak są nieperfekcyjne to wyglądają seksownie i nie możesz oderwać od nich wzroku.-zarzucił włosami
-Oh jakiś ty skromny.-zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Kiedy nasze wargi miały się złączyć przerwało nam biały błysk aparatu. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.
-W nogi!-rzuciliśmy się ku domu Justina, który był po drugiej stronie. Nie wiem co mi odbiło, żeby całować się z nim pod jego własnym domem. Choć prawdę mówiąc to on chciał pocałować mnie.-Gdzie w tych chwilach jest Kenny?!-Wbiegliśmy do domu. Po zamknięciu drzwi oparliśmy się o nie plecami, i zsunęliśmy na ziemię.
-Jak nic będziemy na okładce.-stwierdziłam po czym zaczęliśmy się szaleńczo śmiać. W takim stanie zastała nas Pattie.
-Boże jesteście cali mokrzy!
-Nie cali mamo...bielizna pozostała sucha.
-Idźcie do pokoju i wejdźcie pod koc.-pokazała dłonią na schody. Ochoczo wbiegłam na górne piętro zastanawiając się jak wygląda jego pokój. Dom był piękny pewnie wydał na niego sporo pieniędzy. Ujrzałam drzwi z tabliczką "gwiazdka popu "
-Strzelam, że to tu.-wskazałam na nie.
-Oczywiście.- wyszczerzł się
-Włączmy MTV !
- Dobrze... - chciałam zobaczyć czy nie jesteśmy w telewizji, a MTV było pierwszym kanałem który przyszedł mi do głowy. Jak zwykle miałam racje, prezenterka która nawiasem mówiąc miała jakieś piętnaście lat już prowadziła "profesjonalny" monolog.
-Sławny na cały świat, gwiazdor dzisiejszego popu, Justin Bieber najwidoczniej próbuję leczyć rany po związku z Seleną Gomez. Czyżby próbował wzbudzić jej zazdrość, specjalnie całując pewną dziewczynę ? Anonimowa nastolatka jak nasze źródła donoszą Belieberka, nie miała najmniejszego problemu gdy Juss ją obmacywał  myślimy jednak że rodzice dziewczyny uznają to za skandal. Czy gwiazdka wywoła kolejne zamieszanie ? Szczegóły na naszej stronce internetowej !

Jeszcze przez chwilę wpatrywaliśmy się ślepo w ekran. Justin wyglądał na zmieszanego tą sytuacją więc zaczęłam się śmiać. Od razu się rozluźnił.
- Przepraszam zapomniałem o kochanych paparazzi.
- Nic nie szkodzi. Już ich lubię, dzięki nich jestem w MTV. Może nawet zacznę to oglądać ?- Justin wlazł pod koc kładąc laptopa na kolana.
-No chodź słowa mamy są święte.-podniósł skra wek koca po jego prawej stronie.
-Słowa mamy są święte!-przedrzeźniałam go. Wlazłam niezgrabnie pod okrycie i przytuliłam się. Resztę wieczoru spędziliśmy na oglądaniu filmów. Śmianie się z jakiejś starej komedii przerwała nam Pattie.
- Nessa, może zostaniesz na kolacji ? -zapytała z ciepłym uśmiechem, któremu odmówić się nie dało.
- Odmówić pani do grzech.
- Mów mi Pattie, aż taka stara nie jestem. - zaśmiałam się i pokiwałam głową. Czemu w tym kraju do nikogo nie mówi się pani/panie tylko po imieniu? Dziwnie się czuję w Polsce, w której wcześniej mieszkałam było inaczej. Jednak tutaj ludzie są sympatyczniejsi. - Zejdźcie za dziesięć minut.
- OK. - odparł Justin.- Odłożyliśmy laptop na bok a on zaczął się śmiać. ZNOWU.
- Brałeś coś dzisiaj ?- podniosłam pytająco brew a Justin uderzył w mój czuły punkt... zaczął mnie łaskotać. Prawie na mnie leżał, patrzył w moje oczy z rozbawieniem. W takim stanie zastała nas Pattie.
- Kol... - zająknęła się. - na... na stole - zepchnęłam Justina na podłogę, z hukiem upadł.
- Auu... - złapał się za tył głowy.- brutalniej się niedało ?
- Starałam się. - odparłam z miną szczeniaczka, zeskoczyłam z łóżka
- Dobrze zrobiła. Chodźcie gołąbeczki.
- Do niczego nie doszło...- wymamrotał, zamknął mi drzwi przed nosem wychodząc z Pattie i dodał,tak bym nie usłyszała-... bo musiałaś się wciąć

Do domu wróciłam późno. Zegarek w telefonie wskazywał 00.27 a ja jakby w transie spoglądałam za okno. Luksusowy samochód Justina sunął powoli po drodze. Chłopak zaparkował. Patrzeliśmy się przez chwilę w budynek.
- Może lepiej wejdę do środka sama.
-No dobrze... Jesteś pewna ?
- Tak Pattie pewnie się martwi, długo cię nie ma.- ucałowałam jego policzek i odwzajemniałam uśmiech.
Poszłam w stronę pokoju, w którym jak zauważyłam paliło się światło. Cat siedziała na parapecie wpatrzona w okno. Gdy tylko mnie zobaczyła zerwała się na równe nogi.
- Czemu ty zawsze przesiadujesz w moim pokoju ?-zapytałam.
- Martwiłam się o ciebie, kto cię podwiózł ? Ładne auto. Czy to Bentley?
-Tak to Bentley, ale go na takie stać. Podwiózł mnie Justin -wymamrotałam po cichu a jej oczy powiększyły się.
- Dlaczego musiał się zakochać akurat w tobie ?
- CO ?
- Oglądałam MTV ! Nikt takich włosów jak ty. One nie są rude...są pomarańczowo- rudo- brązowo- siwe! No jak mogłaś ? Jak ? Nawet jednego pasma!
- O czym ty mówisz?
- Och gdy miałam siedem lat złożyłyśmy sobie przysięgę. Jeśli ja zobaczę na ulicy Jacksona albo ty Justina przyniesiemy drugiej kosmyk włosów ! - wyjęła z koszuli nocnej skrawek papieru na którym był kontrakt pisany wielkimi dziecięcymi literami. Zaśmiałam się i przytuliłam ją.
- Tego ci nie załatwię, bo nikomu nie daje dotykać swoich włosów, ale może załatwię ci jego kurtkę ! - podskoczyła w powietrzu i położyła się w MOIM łóżku.
- Nienawidzę mojego pokoju. Twój jest przytulny. Śpię z tobą i kropka.
Westchnęłam i poszłam do toalety by przebrać się w koszulę nocną.

Rozdział siódmy. O matko kochana ty też go kochasz!

- Dziewczyny są dziwne - stwierdził Justin.
- Czemu ?
- Raz mnie nienawidzisz, raz twierdzisz że tylko ty możesz mnie przytulać... Zdecyduj się kobieto !
- Ja wcale tak nie mówiłam... Każdy może cię przytulać. Tylko, że ja bardziej. - wyjaśniłam jak dziecku a on znów zaczął się śmiać jak pod wpływem.
- Brałeś coś dzisiaj ? -zasugerowałam.
- Nawdychałem się twoich perfum. - odgryzł się, ale ja byłam nieobecna gdyż wpatrywałam się w śliczną żółtą sukienkę. Sięgała ona przed kolano, u dołu lekko rozkloszowana z prostym krojem bez ramiączek. W pasie przewiązana miała tego samego koloru wstążkę.
Oczy mi się zaświeciły.

Oczami Justina

Pierwszy raz widziałem by jej oczy aż tak się zaświeciły. Wyglądała jak typowa kobieta podczas zakupów. Zachwycona, pragnąca wykupić cały sklep. Poczekałem aż wybierze garść ciuchów i pójdzie się przebrać. Przez ten czas kupiłem "piękną" suknię. Nie widziałem w niej nic wyjątkowego, jednak wiem, że Vanessa wyglądałaby w niej cudownie...jak księżniczka.
Zanim się zorientowaliśmy wybiła dwudziesta. Około czterech godzin spędziliśmy w centrum, mimo, że ubrań nie było dużo w każdym wyglądała świetnie. Dobrze się bawiliśmy jednak większość czasu spędziliśmy w wesołym miasteczku tuż za nim. Nessa była odważniejsza niż sobie wyobrażałem poszliśmy na rollecoster z prawdziwego zdarzenia. Śmiała się jak szalona. Jak to w każdej "romantycznej " historii wygrałem jej misia rzucając piłką do kosza. Więc teraz zmierzając do domu tuliła do piersi wielką maskotkę pandy. Nie wspomnę, że owy pluszak miał metr wzrostu, tuliła go do piersi.
- Dziękuje. - powiedziała krótko.
- Za co ?
- Za miło spędzony czas z tobą.
- Czysta przyjemność!
Przytuliła mnie, trwało to dość długo. Oboje poczuliśmy emocje. Przyjrzałem się dokładniej jej ciemnym tęczówkom.  Zbliżyliśmy się do siebie, dzieliły nas milimetry a ja prawie dotykałem jej idealnych ust...

Oczami Vanessy 
Nie wiem czy dzielił nas chociaż centymetr, czułam jak jego usta dotykają moich, jednak było to tylko przyłożenie warg do warg gdyż w tym momencie, lunęło jak z cebra deszczem a ja odskoczyłam do tyłu. Czułam się jakbym wyszła z transu, lub długiego snu ostudzona szklanką lodowatej wody.
- Taa.. To d-do poniedziałku Juss... - i zniknęłam w otchłani domu. Uff...nie zaszło za daleko! Motyle zamieniły w wściekłe osy kujące mój żołądek. W takim stanie, mokra, w makijażu spływającym po twarzy, za małych dżinsach i kurtce runęłam na łóżko, prawie od razu zasypiając. A do piersi nadal tuliłam Maksymiliana mojego wielkiego pluszaka od Jussa. Przyjaciele. Mamy zostać przyjaciółmi.
***
Jak w każdym porządnym pamiętniku chciałbym napisać że obudziły mnie łagodne promyki słońca. Jednak niema tak dobrze, o nie!
- Vanessa już dziesiąta a ty nadal nie zrobiłaś mi śniadania !- krzyknęła ciotka z domofonu znajdującego się w pokoju. Nie wiem co we mnie uderzyło jednak wydarłam się na całe gardło, czując złość.
- SPIERDALAJ LENIWA KROWO !
Uderzyłam z całej siły metalowym budzikiem by zniszczyć nieznośny domofon. Co się ze mną dzieje ? Tak to na pewno wina Biebera, wszytko jego wina ! Zaraz jak to się nazywa... Bieber Fever! Czyżby skutki uboczne? Ugh czemu on nie może być grzecznym chłopcem ?
Weszłam do niewielkiej toalety. Rozczesałam rude włosy, luźno opadały na ramiona. Mój makijaż składał się jedynie z matowej szminki na ustach nic więcej. Uśmiechnęłam się do własnego odbicia. Założyłam ciemne spodnie, luźny kremowy sweter sięgający ud. Narzuciłam na to wygodny, ciepły płaszczyk i krótkie kozaki. Wyszłam wiedząc, że prędko dzisiaj do tego miejsca nie wrócę. Ogólnie wyglądałam nawet z twarzy... inaczej. Nie widziałam już tego kościstego, bladego, czegoś  Uśmiechnięta, nie przejmując się śniegiem ruszyłam przed siebie w kierunku domu Ariany.
Słodka rudowłosa szesnastolatka zbiegła na dół słysząc mój głos i rzuciła mi się na szyję.
- Widzę, że zakupy z Jussem się udały.
- Chyba tak... Czekaj skąd wiesz ?
- Jestem Belieberką wiem w jakich typach gustuje Justin
- W jakich ?
- Zaokrąglonych blondynkach.- odparła.
- To czemu interesuje się "niby " mną ?
- Tego jeszcze nie wiem, ale to rozgryzę! -  pociągnęła mnie na górę.
- WIEM !- krzyknęła Ari z miną Kolumba który właśnie odkrył Amerykę. -Kocha cię
- Mnie ?
- Tak ! Te maślane oczka które do ciebie robi, to w jaki sposób mówi do ciebie na lekcjach albo jak śpiewał piosenkę o miłości na muzyce i patrzał cały czas na ciebie. Ale ty tego nie widziałaś bo byłaś zajęta bazgraniem jakiś serduszek... Serduszek ?... O matko kochana ty też go kochasz !
-Nawet jeśli go kocham, to on nie kocha mnie. A poza tym sama nie jestem pewna swoich uczuć, to zniszczyłoby wszystko !
- Jeśli to prawdziwa przyjaźń, to przetrwa nawet nietrafioną miłość...
Mówiłam wam, że to moja najlepsza przyjaciółka ? Nie ? A to mówię. Mama chyba miała racje, nareszcie wyszło słońce. Ale jak to mawiała nie chwal dnia przed zachodem słońca...a nie to był tekst taty.
-Nie wiem czy kiedyś ci to mówiłam ,ale przyjaźń damsko-męska nie istnieje.-rzuciłam w nią poduszką.
-Zamknij się. Nie kochamy się.- odwracając głowę o ileśdziesiąt stopni zobaczyłam Justina Biebera we własnej osobie.
-Miło słyszeć.-zaśmiał się.
-Dłu-długo tu stoisz?
-Od momentu "tego jeszcze nie wiem, ale to rozgryzę"
Popatrzyłyśmy obie na siebie zgodnie. Rzuciłyśmy się na niego z poduszkami, uciekał przez cały dom. W końcu go dopadłyśmy. Opadł bezbronny na kanapę. Cat spojrzała na niego i jakby nigdy nic zaczęła głaskać jego włosy.
-Yyy...Cat? Dobrze się czujesz?
-Sorry myślałam, że to moje włosy.-zaczęłam się śmiać. Ari wyszła z transu i okładała go poduszką.
-Starczy!-Juss krzyczał.-Mam za swoje! Proszę!
-A co będziemy z tego mieć?-spytałyśmy jednocześnie.
-Co chcecie.-wydyszał. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i puściłyśmy go.
-Zastanowimy się jeszcze co chcemy.-powiedziała przyjaciółka.
-Matko w co ja się wpakowałem.-złapał się za głowę.



środa, 6 maja 2015

Kartki urodzinowe dla Kubusia!

Kochane Beliebers !
Kubuś ma 6 lat i niestety choruje na raka mózgu. Niedługo ma urodziny i jego największym marzeniem jest dostać jak najwięcej kartek z życzeniami urodzinowymi. Chciałabym pomóc Kubusiowi w spełnieniu jego marzeń. jeśli możecie to wyślijcie mu kartkę na urodziny! To niewielki gest a spełni marzenia małego chłopca, który miał w życiu mniej szczęścia niż większość z nas. Pomyślcie o tym, wysłanie kartki nie jest drogie i myślę, że nie jednego na to stać :) Nie bądźmy bezduszni, pomagajmy! J ego urodziny wypadają 17 maja. Kartkę urodzinową (mile widziane są zwłaszcza te zrobione własnoręcznie, choćby przez przedszkolaków) może wysłać każdy. Wystarczy napisać życzenia, zaadresować kopertę i wysłać. Nie zapomnijmy też się pod nią podpisać. 

adres: 

Kubuś Grzelczak
Białe Piątkowo 7
62-320 Miłosław 


Rozdział siódmy. Ju...Ju-stin Bieber!

-Bieber i Castion do dyrektora!-wrzasnęła ropucha. Nadal się śmiejąc ruszyliśmy w stronę gabinetu.
-Jeszcze nigdy tam nie byłam.-powiedziałam cicho, między atakami chichotu.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz.-uderzył mnie przyjacielsko w ramie. Przekroczyliśmy próg gabinetu. Czarnoskóry dyrektor, ubrany w czarny garnitur uśmiechnął się jak to miał w zwyczaju.
-Co was tu sprowadza?- zapytał stukając długopisem o ciemny notatnik.
Oczami Justina
-Ropucha...Znaczy pani od biologi nas tu przysłała, bo się śmialiśmy.
-A można wiedzieć co było takie śmieszne?-spojrzałem na przyjaciółkę.
-Miałem nadzieję ,że pan nam powie- odparłem.
-Przecież śmiech to jeszcze nie zbrodnia...
-Ale głośny może przeszkadzać nauczycielce w prowadzeniu lekcji. Taka jest profesor Smith.- wzdrygnął się.- przerażająca kobieta... Ze względu na to, że widzę was tu pierwszy raz, znaczy pannę Vanessę...Odpuszczę wam wracajcie na lekcję. I uspokójcie się na litość boską!
***
Zaproponowałem Nessie ,że ją odprowadzę. Zgodziła się chętnie.Minęły zaledwie dwa tygodnie a bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Patrzyłem na jej rude włosy powiewające na wietrze jak peleryna. W końcu dziewczyna przerwała ciszę.
-Justin?
-Hmm..?- wyrwała mnie z zamyślenia.
-Nie to głupie...
-Głupie jest to, że mi nie chcesz powiedzieć.
-Bo chcę iść na zakupy.-powiedziała na jednym wydechu.
-Nie widzę problemu.-zaśmiałem się.
-To nie jest śmieszne. Nie pamiętam kiedy byłam na zakupach nie znam się.-spuściła głowę.-Pomożesz mi?-ucieszyłem się, bo to kolejny pretekst by się z nią spotkać.
-Jasne.-uśmiechnąłem się, a ona niespodziewanie mnie przytuliła. Najpierw podniosłem ręce do góry w zaskoczeniu, ale potem położyłem je na jej plecach.
-Dziękuję.
***
Poszliśmy do niej do domu dyskretnie się przemykając. Była to ogromna willa trzymana w chłodnych stonowanych kolorach. Weszliśmy do jej pokoju. Przestraszyłem się trochę gdyż nie był on pusty. Na łóżku siedziała drobna na oko w nie wiele młodsza blondynka. Miała błękitne oczy i nie mal białe, jakby tlenione włosy.
-Ju..Ju-stin Bieber!- rzuciła się na mnie, zamykając w uścisku.

Oczami Vanessy

Moja młodsza "siostra" jak ją nazywałam, była bardzo podekscytowana. Zanim się obejrzałam jej nowy Iphone poszedł w ruch robiąc milion milion zdjęć na minutę. Gdy znów pisnęła zamknęłam jej usta ręką słysząc znienawidzony przeze mnie głos ciotki dobiegający z parteru.
- Cat, wszystko w porządku ?
- Tak mamuś ! - odkrzyknęła.
- Cat uspokój się !
- A ty byłabyś spokojna gdybyś zobaczyła Michaela Jacksona na ulicy ? - prychnęłam wściekle. Dobrze wiedziała, że mój idol niestety dawno od nas odszedł. Nieproszenie odezwał się Justin wciąż przytulany przez Catrin.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale nie mogę oddychać...
- Cicho bądź! - odpowiedziałyśmy jednocześnie, nadal się kłócąc.
- Mam prawo go dotykać!- zaprotestowała.
- Tak, ale JA mogę go przytulać!  - założyłam ręce na pierś.
- Od kiedy jesteś Belieber ?
- Nie jestem. Bieber wychodzimy ! - chwyciłam portfel i nie patrząc w ich stronę wyszłam wiedząc, że pójdzie za mną.
- Wpadaj do nas częściej.- dobiegł mnie głos mojej kuzynki.
- Jasne jak jej tu nie będzie...- odkrzyknęłam a ona zaczęła się śmiać. Taka już jest dziecinna do bólu. Za to ją kocham. Moja Cat.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział szósty. Na wzrok ci się rzuciło!

Dwa dni temu postanowiłam coś sobie i zamierzam to dzisiaj spełnić. Poszukam pracy. Wydaję się, że kelnerka w okolicznym barze to dobry pomysł. Będzie dość dobrze płatna, bo jest to bar dla nastolatków, z liceum i gimnazjum które znajduję się praktycznie za rogiem. Wielkie pomieszczenia zalewa tłum młodych osób. Gadają o dzisiejszych meczach, o tym co się działo między super przystojnym Tomkiem a tą wywłoką Ulką i o innych rzeczach które nie mają większego sensu. Praca wysoce męcząca, ale jednak dobrze płatna. Uwierzcie to nie jest tylko chodzenie od stolika do stolika jest męką. Ubrałam swoje najlepsze ciuchy.Włosy  rozpuściłam mimo, że zwykle nosiłam je w luźnym warkoczu. Zrobiłam standardowy makijaż i wyszłam z domu. Po chwili byłam już w barze na górnym piętrze, w którym przyjmowano kandydatów na dane stanowisko. Kelnerek nie było dużo, co dawało mi większe szanse- Jupi. Kiedy nadeszła chwila mojej zguby weszłam do eleganckiego pomieszczenia.
Niski okrągły człowiek, uderzająco przypominający pomarańcze przechadzał się po pokoju. Krawat miał zaciśnięty ciasno wokół szyi, chyba uniemożliwiając mu oddychanie gdyż był czerwony na twarzy. Przez chwile zdawało mi się, że wcale nie oddycha.
- Proszę pana może pan rozluźni krawat ? - powiedziałam niepewnie on westchnął i zrobił to co zasugerowałam.
- Złote dziecko. Zawsze miałem problem z wiązaniem...
Po dwudziestu minutach przyjemnej rozmowy wyszło na to, że będę tu pracować w poniedziałki i środy po dwie godziny co da mi zarobek około 200 złotych tygodniowo na polskie pieniądze przeliczając. Przypominam, że z pochodzenia jestem Warszawianką. Gregore mój szef stwierdzili, że powodzenie sprzedaży dzięki mnie zwiększy się po pięćdziesiąt procent. Ja jednak nie słyszałam dalszej części jego przemowy, pogrążyłam się w euforii. 200 ZŁOTYCH TYGODNIOWO ! Tyle nie uzbierałam przez ostatnie dwa lata mojego życia. Wyszłam z baru uśmiechnięta z tą samą miną następnego przyszłam do pracy.
Mój zawód był wyjątkowo męczący. Codziennie chodzenie w tą i z powrotem przez okrągłe dwie godziny wyczerpywało. Dzisiaj już po raz setny roznosiłam dumę naszego baru ciasto z kremem kokosowym do poszczególnych stolików. Za to na widok Coli, robiło mi się już niedobrze. Westchnęłam z ulgą mając dziesięciominutową przerwę. Usiadłam na zapleczu w zbyt skąpej spódniczce i bluzce z zdecydowanie za dużym dekoltem. Był to jednak mój strój do pracy który nosiła każda z nas. Postanowiłam wyjść przed bar i odetchnąć świeżym powietrzem. Moje obcasy stukały o podłogę, nie czułam już stóp. Kiedy szłam między stolikami ktoś szarpnął mnie brutalnie za nadgarstek i wylądowałam na jego kolanach. Do moich nozdrzy doszedł okropny zapach alkoholu, co było dziwne gdyż w barze dla nastolatków nie był on sprzedawany. A obleśny facet na pewno nie był nastolatkiem. Zaczęłam się szarpać, nie dałam mu rady.
- Nie wierć się tak. - wybełkotał, zaczął wsuwać rękę pod moją koszulkę a ja otępiała ze strachu nie mogłam się uwolnić. Nikt z otaczających mnie ludzi nie zareagował. Udawali, że nie widzą.  Nareszcie poczułam jak ktoś odciąga mnie od pijaka. Zobaczyłam jak Justin zaczyna okładać go pięściami. Kurde, po raz kolejny ratuje mi życie. Zbieg okoliczności ? Nie sądzę. Napastnik odrzucił Justina i pobiegł do wyjścia, a ja czmychnęłam na zaplecze wkładając na koszulkę rozciągnięty, sprany sweterek. Trzęsłam się ze strachu, jednak od czasu próby odebrania sobie życia, łzy przychodziły mi z trudnością. Z resztą nie jestem typem zbyt wrażliwej beksy. Justin wszedł do pomieszczenia, zaczął coś mówić jednak ja rzuciłam się mu na szyję szukając ciepła. Znalazłam.
- Jesteś lodowata.
- Już mi ciepło...
Od tamtej pory ja i Bieber zaprzyjaźniliśmy się. Nie był taki zły.Chyba go polubiłam. A najgorsze było to, że gdy chwilę dłużej nasze spojrzenia się krzyżowały ja znów czułam te cholerne motylki.Tak było i teraz na lekcji matematyki.
- Justin przestań.
- Co ? -zapytał zdezorientowany.
- Przestań się tak patrzeć.
- Nie mogę się patrzeć na swoją piękną przyjaciółkę ?- rozejrzałam się po klasie, dopiero po chwili rozumiejąc, że chodziło mu o mnie. - Tak chodzi o ciebie, głuptasie.
Usłyszałam prychnięcie za plecami które należało do mojej " uroczej koleżanki " Becky Skylyn.
- Och jakie romantyczne - wyśmiewała się.
Justin wziął rurkę i dmuchnął jej prosto w czoło kulką papieru, brudną od tuszu z długopisu. Została po nim granatowa plama.
- Becky bal przebierańców już za nami.-zaśmiał się ktoś z boku. Zbulwersowana ignorując uwagi nauczycielki wstała i udała się do toalety.
-Tak, to na czym skończyliśmy?-udawał, że się gorączkowo zastanawia.
-Na tym, że jesteś piękna.-poczułam jak krew napływa mi do policzków, a motylki chcą uciec z mojego żołądka.
-Na wzrok ci się rzuciło.-schowałam głowę w rękach.
-I tak wiem, że się rumienisz.-wyszeptał mi do ucha. Czemu?! Czemu on mnie tak dobrze zna?
-Zamknij się gwiazdorku.-odparłam zażenowana. Jego reakcja śmiech. Ja też zaczęłam się śmiać. Nie mogliśmy się opanować.
-Bieber i Castion do dyrektora!-wrzasnęła ropucha.

Rozdział piąty. Ruda panna Grande.

Oczami Justina
Moja mama jak zawsze rano robiła mi śniadanie. Stanąłem na końcu schodów i patrzyłem na najważniejszą kobietę w moim gwiazdorskim życiu. Nie zauważyła mnie na początku. Wywijała biodrami do piosenki " Baby" oczywiście mojego autorstwa. Podszedłem i pocałowałem ją w polik.
-Cześć mamo, - powiedziałem śmiejąc się z niej ukradkiem.
-Yyy...Yyy... N-na blacie masz kanapki, i-idź bo się spóźnisz ! - jąkała się zażenowana,a ja roześmiałem się, pochwyciłem chlebak i pocałowałem ją w policzek. Gdy wychodziłem do moich uszu dobiegła mnie melodia mojej własnej piosenki. Nie wiedziałem, że mam Belieberkę w domu... One są wszędzie. Ruszyłem do szkoły zakładając po drodze słuchawki ,przez przypadek zobaczyłem Chrisa idącego przez miasto z posiniaczoną twarzą. Chyba dostał mocniej ode mnie. Za nim się obejrzałem byłem już w budynku stojąc przed salą od biologi. Ropuchy jeszcze nie było, co znaczyło, że ten jeden jedyny raz się nie spóźniłem. Amen. Vansessa widocznie nie miała tyle szczęścia, wbiegła zdyszana do klasy już w trakcie lekcji. Nauczycielka spojrzała na nią surowo. Gdyby wzrok mógł zabijać Nessa dawno padła by na ziemię.  Jak zwykle usiedliśmy razem, lecz ona nawet nie obdarzyła mnie spojrzeniem czułem się... nie fajnie ( żeby nie przeklinać !) dziewczyna wyjęła zeszyt i zaczęła robić notatki. Starałem się oderwać od niej wzrok, jednak coś mi nie pozwoliło.
- Przepraszam. - powiedziałem szeptem.
- Za co? - zapytała nie odrywając wzroku od kartki, wciąż sunęła po niej długopisem.
- Byłem idiotą.
- Odkryłeś Amerykę.- mruknęła niechętnie na mnie spoglądając.

Oczami Vanessy

- Nie chciałem, żebyś mnie widziała. - wskazał na obitą twarz. - wcześniej było gorzej.- dodał, ale nie mogłabym sobie tego wyobrazić.
- Za to ja chciałam cię zobaczyć. - zanim przekalkulował to mój mózg, niewyparzona gęba przemówiła. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie. - To nie znaczy, że chcę cię widzieć teraz.- nadal szczerzył się jak głupi.
- Kłamiesz.-stwierdził jakby była to najoczywistsza rzecz na Ziemi. Prychnęłam wściekle.
- Nie nie kłamię. - i wróciłam do zadania które powierzyła nam ropucha. Czasem miałam ochotę na niego spojrzeć, ale się powstrzymywałam wiedząc, że wtedy nasze spojrzenia by się skrzyżowały. Nie miałam ochoty na epidemię motyli.
-Czemu na mnie nie patrzysz?
- Bo nie lubię motyli...- złapałam się za usta.
- Ja za to bardzo lubię. - śmiał się pod nosem, poruszając brwiami. Uratował mnie dzwonek. Jednak zanim wyszłam uderzyłam go podręcznikiem w tył głowy.
- Trzeba potem spalić tą książkę.- mruknęłam pod nosem, w trochę lepszym humorze.
***
Ariana Grande była zwykłą nastolatką taką jak ja. Z takim wyjątkiem, że ją każdy lubił a mnie nikt. Do wszystkiego była nastawiona pozytywnie, dążyła do celu dobrze przy tym wyglądając. Zazdroszczę. Wrażliwa i bardzo inteligenta dziewczyna to marzenie większości chłopaków. Optymistyczna nawet w stosunku do mnie. Ostatnio nawet się do siebie zbliżyłyśmy kiedy zobaczyłam jej aferę z siostrą. Okazało się, że nasza słynna, piękna Grande niema najlepiej w domu. Jej starsza siostra targa nią jak szmatą. Mieszka nie daleko mnie, ma kochających rodziców, jednak Emma to wcielone zło. Zobaczyłam jak ciągnie ją za włosy przed wejściem do domu. Pod wpływem emocji wyciągnęłam komórkę i zaczęłam nagrywać.
- Hej Emma ! -spojrzała na mnie zdziwiona i puściła Arianę- Jak myślisz ile osób z naszej szkole zobaczy to w necie ? Może nawet twoi bardzo nowocześni rodzice ? - mruknęła coś pod nosem wchodząc do domu, i zostawiła zapłakaną Arię na schodach. Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam. W nie których momentach właśnie uścisk znaczy najwięcej.
-Dziękuję. - wyłkała. - Co powiesz na lody ? -zapytała z błyskiem oku, który nie był łzą.
- Dobrze chodźmy...- i jak mała dziewczynka poderwała się robiąc piruet. - W końcu rude muszą trzymać się razem
I poszłyśmy.
Od tamtej pory zostałyśmy przyjaciółkami. Co prawda ona nie wie o mnie tyle co ja o niej, ale z czasem się to zmieni. Tyle, że jej serce nadal zaczyna bić szybciej na widok Justina. Tak jest Beliebers. Nie rozmawiam z nim zbyt często, chyba, że na lekcjach. Kiedy plotkujemy mój mózg przestaje myśleć racjonalnie i zawsze palnę coś głupiego. On tylko się śmieje. I tym mnie denerwuje nie widzi, że to dla mnie trudne ? Dla takich właśnie ludzi Bóg obdarzył nas środkowym palcem.

Rozdział czwarty. Bunt stopień zaawansowany.

Oczami Justina 
Umówiłem się z nimi w skateparku. Gdy tylko przyszedłem  widziałem ich sylwetki "zawodowo" śmiegające po rampach-czujecie sarkazm? Gestem ręki pokazałem im, by podeszli. Dostrzegłem błysk białych zębów Chrisa. Chłopak zeskoczył z kilkumetrowej rampy na równe nogi i stanął przede mną z kpiącym uśmiechem.
-O czym chciałeś pogadać. Może o klasowej biedaczce? Słyszałem, że nareszcie podzieliła los rodziców.- w tym momencie zapomniałem o kontroli. Moja pięść zderzyła się z jego twarzą.
-Jeszcze raz ją obrazisz dotkniesz, chociażby spojrzysz..Zniszczę cie.
-Justin daj spokój wolisz swoich przyjaciół, niż tą rudą szmatę!
Poczułem jak wszystko się we mnie gotuje. Miałem pragnienie go zniszczyć. Nie skończyło się na niewinnym uderzeniu po twarzy. Rzuciliśmy się na siebie i zaczęliśmy okładać pięściami.
W miejscu publicznym
Przy wielu ludziach
Przejebane.

Oczami Vanessy
Przed chwilą wyszedł Justin. W momencie kiedy zamknęły się drzwi poczułam się bardzo samotna. Otulała mnie tylko biel ścian. Normalnie zaczęłabym płakać ,ale chyba zapas łez się skończył. Ugh, nienawidzę szpitali. Tej cholernej bieli ściany, świadomości, że być może w sali obok ktoś umiera. Zostawia rodzinę, dzieci, przyjaciół. Jak moi rodzice. Po prostu odeszli. Wystarczy jeden mały błąd by odebrać komuś życie. A życie samo w sobie jest bardzo krótkie. Bardzo krótkie...
 Miałam właśnie iść spać, ale do sali weszła uśmiechnięta Catrin. Jednak jej zaczerwienione oczy zdradzały, że płakała.
-Przyjechałam od razu jak dowiedziałam się, że się obudziłaś.-dotknęła mojej zdrowej ręki.-Co to za chłopak ,który siedział tu trzy dni w kapturze? Wydawało się jakby ciągle był w tym samym miejscu i się nie ruszał.
- Bo się nie ruszał... - chciałam coś dodać, jednak oczy Cat zabłysnęły. Znaczyło to tylko jedno : moja kuzynka wpadła na jakiś pomysł. Nie oznaczało to nic dobrego.
- W tym szpitalu, ostatnio, na korytarzu widzieli Jussa. Wiesz coś może na ten temat ? -zarumieniłam się. - Nie mów mi tylko, że był u ciebie ! - zaczęła piszczeć z podekscytowania, zupełnie tracąc wątek zaczęła nawijać o jego włosach. Tak o jego włosach, dobrze przeczytałeś. - Koniecznie zapytaj się go czy używa żelu czy pianki. Stawiam na sprej, ale Alyssa...
- Proszę cię nie mam z nim takiego dobrego kontaktu. Pewnie jutro nie będzie o mnie pamiętał. - dodałam o dziwo smutnym głosem. Usiadła na skraju łóżka i przybrała poważną minę.  Miałam jednak ochotę się roześmiać.
- Nie jadł, nie pił, nie spał tylko po to by następnego dnia o tym zapomnieć. - wywróciła teatralnie oczami
-Po prostu było mu mnie żal. - powiedziałam trochę za szybko.
- Nessi - zwróciła się do mnie jak zawsze, swoim ulubionym skrótem mojego imienia. - o tobie nie da się zapomnieć i myślę, że na bardzo długo będziesz w jego głowie. A kiedy już będziecie po ślubie, albo chociaż parą załatwisz mi bilet na koncert ?
I teraz zaczęła opowiadać o pięknych czekoladowych oczach. Ja jednak pogrążyłam się w myślach. Może Catrin ma racje, w końcu nie przebywał by tu tyle gdyby mu na mnie nie zależało. Nie no to nie jest możliwe ja Vanessa ta biedna brzydka i nielubiana Vanessa? Jest sympatyczny ma w sobie dużo miłości, jeśli prawdą jest to co piszą w gazetach... Eh szkoda gadać. Chciałabym się załamać jednak w obecności zawsze wesołej Cat jest to niemożliwe. Wsłuchałam się w jej monolog.
Spędziłam tutaj jeszcze dwa dni aż przyszedł uśmiechnięty lekarz. Z jego wywodu na temat moich wyników zrozumiałam tylko jedno. Wypuszczają mnie. Justin nawet nie zadzwonił. Nie wiem co o tym myśleć. Jestem taka infantylna,  moje życie jest infantylne. Spakowałam to co przyniosła mi Cat i ruszyłam do wyjścia. Nie czułam się dobrze z tym ,że tak naprawdę mój jedyny kolega ( bo chyba mogę go tak nazwać) o mnie zapomniał. Może miał jakiś powód, sprawy do załatwienia, nie no zaraz chwila przecież znalazłby czas na głupiego SMS-a! Weszłam do Taksówki i odjechałam. Stałam już przed wielką Willą mojej cioci -czytaj wiedzmy. Niepewnie pchnęłam drzwi. Od razu do moich uszu doszedł ten drażniący głos. Głos od którego miałam spokój jedynie trzy dni.
- Nie myśl sobie, że skoro dopiero wyszłaś ze szpitala będziesz miała lżej !
- Również dzień dobry. - parsknęłam omijając ją stojącą w osłupieniu.
- Coś ty powiedziała ?
- Jestem już prawie PEŁNOLETNIA i nie masz prawa mną rządzić. - od kiedy Justin przestał do mnie przychodzić, zignorował mnie coś się w mojej duszy zmieniło nie byłam tą samą Nessą - Jak śmiesz nazywać się siostrą mojej matki ?! Przypisała ci mnie, zaufała ci a ty ją zdradziłaś. A przysięgałaś... przysięgałaś, że jeśli coś się stanie zajmiesz się mną jak najlepiej.
Odsunęłam się od niej. Nie chciałam na nią patrzeć. Nie chciałam widzieć jej szarych, bezdusznych oczu. Nienawidziłam jej.
Bunt. Stopień zaawansowany.

Oczami Justina
Nie widziałem Nessy od dwóch dni. Nie spodziewajcie się jednak wywodu o tym, że tak będzie lepiej. Po prostu po ostatniej bójce z Chrisem nie prezentowałem się najlepiej. Podbite oko i rozwalona warga. Do tego mój łuk brwiowy uległ rozcięciu. Jestem bardzo ciekawy jak wygląda mój były przyjaciel. Cóż jutro idę do szkoły, może ona też tam będzie? Przecież to piątkowa uczennica, mogłaby wypaść z okna a i tak pojawiłaby się na lekcjach.

Rozdział Trzeci. OIOM.

Oczami Justina
Vanessa może nie wygląda, ale jest bardzo szybka. Nie rozumiałem zachowania moich kumpli. W końcu ja też zaczynałem od zera, czyli jeśli byłbym teraz biedny też by mnie nie lubili ? Gdy przebiegliśmy jakieś PIĘĆ kilometrów, po których nawiasem mówiąc zdychałem Nessa wycieńczona upadła pod drzewem. Miałem ochotę podzielić jej los, ale nadal stałem w ukryciu patrząc na nią leżącą pod dębem. Sięgnęła do plecaka, i wyjęła mały przedmiot. Zobaczyłem jak słońce odbiło się od migoczącego, małego ostrza. Usłyszałem to co mówi.
-Pierwsze za to ,że jestem taka słaba.
-Drugie za to ,że byłam taka naiwna.
-Trzecie za to ,że nie dałam rady.
-Czwarte za to ,że upadłam i nie dałam rady się podnieść.
-Piąte za to ,że to..
Wybiegłem zza krzaków, ale moja koleżanka nie była przytomna, jej ręka obficie krwawiła. Nie opanowując emocji z moich oczu ciekły łzy. Zawsze panikuję w takich chwilach. Wziąłem ją na ręce i pobiegłem w stronę ulicy. Teraz wszystko wyglądało tylko tak jakbym był jedynie widzem. Wiem, że to zabrzmi okropnie,ale mój telefon jak na złość był rozładowany. Jak widz zobaczyłem jak uderzam nim o ulicę i jako widz widziałem jak puszczam w stronę najbliższego szpitala który był kilka ulic dalej. Czas dłużył się nie miłosiernie a budynek zdawał się oddalać. W końcu przekroczyłem jego próg lekarze na widok Vanessy o nic nie pytając, zabrali ją... po prostu zabrali. Pobiegłem za nimi, ale zniknęli w pomieszczeniu podpisanym jako OIOM. Usiadłem na krześle, chowając twarz w dłonie,gdybym wtedy zareagował, zatrzymał ją, powiedział chłopakom żeby przystopowali. Teraz za późno, pewnie mnie nienawidzi. Zignorowałem to rozległ się błysk aparatu, który z sekundy na sekundę robił się coraz jaśniejszy...
***
Byłem tam do końca dnia i całą noc. Nawet jakbym chciał powiedzieć mamie roztrzaskałem telefon-to się nazywa inteligencja.
***
Już trzeci dzień siedziałem na jednym i tym samym krześle. Praktycznie bez jedzenia, picia ,a nawet bez toalety-to dziwne przy moim słabym pęcherzu. Podobno obudziła się dwie godziny temu, lecz nie mam odwagi tam wejść. Bieber jesteś facetem czy nie?!-wrzasnąłem w myślach i wstałem z miejsca. Byłem straszenie obolały. Ignorowałem to i ruszyłem do sali nr. 408. W głowie układałem sobie co mam jej powiedzieć. Wziąłem głęboki łyk powietrza i wszedłem. Leżała blada i zmarnowana na szpitalnym łóżku. Jej klatka piersiowa ciężko się unosiła. Cała ręka pokryta była bandażem.
-Justin?-szepnęła zdziwiona. Uśmiechnąłem się do niej i usiadłem na brzegu łóżka chwytając jej zranioną dłoń. Podniosłem ją ją wyżej i sam nie wiem co mnie napadło ,ale składałem na niej delikatne pocałunki.
-Nie rób tego więcej.-złożyłem kolejny pocałunek.-Proszę.
-Jak długo tu jesteś?-niepewnie cofnęła dłoń.
-Całe trzy dni.-Scooter pewnie mnie zabije ,ale co tam.
-Wyglądasz jak duch jesteś blady i masz wory pod oczami, jadłeś coś spałeś?-pokręciłem głową. Dopiero teraz odczułem głód.-Skoro tak do idź do domu odpocznij.-zaburczało mi w brzuchu.-I zjedz coś.
Mimo tego, że była słaba i mówiła szeptem jej głos brzmiał pewnie. Nawet w tej chwili martwiła się o mnie. Westchnąłem.
- Nie mogę. Nie chcę cię zostawiać, nie po tym co zobaczyłem. Chcę ci pomóc, wesprzeć...- Justin bajeczne serce się odezwał.
- Nie pomożesz mi wyglądając jak trup. Musisz powiedzieć mamie, że wszystko z tobą dobrze. - złapałem się za głowę przypominając sobie o mamie.
- Cholera MAMA ona o niczym nie wie. - Nessa zaśmiała się i podała mi telefon. - Wolę to załatwić w cztery oczy.
Po jakiejś godzinie opuściłem szpital, pod którym czatowali paparazzi. Nie wyglądali lepiej ode mnie, pewnie czekali całe trzy dni by zrobić mi zdjęcia. Białe światło oślepiło moje oczy, które i tak było porażone słońcem. Szybkim krokiem udałem się na parking taksówek. Po chwili znalazłem się pod moim domem. Z trzęsącą się ręką nacisnąłem na klamkę. Nie widzieliście jeszcze Pattie w furii, chociaż dam głowę, że Scooter będzie niewiele gorszy. W sumie dobrze mi było w tym szpitalu, może złamię zupełnie niechcący rękę ? Jednak gdy tylko przekroczyłem próg domu mama napadła na mnie.
-Justin? Jak ty wyglądasz ? - pociągnęła mnie na kanapę do salonu.
-Byłem w szpitalu. - powiedziałam krótko. Znów po raz drugi zaburczało mi w brzuchu.
-Spałeś jadłeś? U kogo byłeś? Justin?
-Nie. Nie. U koleżanki.-odparłem zmęczony tą sytuacją. Chyba wolałbym ,żeby się na mnie wydarła.
-Jakiej koleżanki?-wypytywała, zmartwiona kładąc kanapki na stoliku przede mną. Zajęła miejsce obok .
-Nie znasz.-odparłem obojętnie.
-Co jej się stało?-przywołała u mnie wspomnienia.
-To moja wina.-powiedziałem drżącym głosem. Nie płakałem ,lecz byłem tego bliski.
- Justin skarbie. Powiedz co się stało.-przytuliła mnie jednak tego nie odwzajemniłem. Mój wzrok ugrzązł w jednym punkcie. Marzyłem tylko o tym, by zaszyć się w swoim pokoju. Jako, że swoje marzenia bezwzględnie spełniam, poszedłem do góry, trzaskając drzwiami. Pogrążyłem się w śnie. Następnego dnia postanowiłem coś naprawić i spotkać się z kumplami. Chwyciłem swój drugi telefon i wyszedłem.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział drugi. Ostatnie cięcie przez, które przestało bić jej serce.

Po całym dniu lekcji została już tylko plastyka. Okazało się, że Justin chodzi ze mną tylko na biologię, matematykę, plastykę i muzykę - co ja gadam to o CZTERY przedmioty za dużo. A co było najśmieszniejsze ? Na każdą lekcję się spóźniał i siadał obok mnie. Czasem miałam ochotę trzasnąć go podręcznikiem w tą bezcenną fryzurę, ale dzielnie się powstrzymywałam. Szkoda książki. Jak zawsze się spóźnił i usiadł obok mnie, załamana upadłam na krzesło widząc moją reakcję jego śnieżnobiałe ( dam głowę, że wybielane ) zęby ukryły się w smutnym wyrazie twarzy. Czego on się spodziewał, że będę mu wisieć na szyi i całować ? Swoją drogą plastyka to najgorsza lekcja jaka może być. Jest mało przedmiotów bez podręczników, które lubię. Chociaż muzykę ubóstwiam. W pewnym momencie nasze spojrzenia skrzyżowały się, ale szybko odwróciłam je w stronę okna. Czas dłużył się niemiłosiernie a ja ciągle wpatrywałam się w to jedno, smukłe drzewo.
- Panno Castion, co takiego interesującego widzi pani w tym oknie ?-zapytał nauczyciel.
- Nic. Tylko zastanawiam się czy nie wyskoczyć. - kiedy zorientowałam się co powiedziałam szybko zakryłam usta dłonią. Klasa wybuchła śmiechem. Długo się nie uspokoili, ale moje myśli znów dosięgły Justina i naszych spojrzeń.
Bo te motylki w brzuchu, oznaczały obrzydzenie, prawda ?
***
Wychodziłam już z klasy gdyż była to ostatnia lekcja, mój wzrok dosięgnął Justina wesoło rozmawiającego z Chrisem i Ryanem, coś ukuło mnie w serce. Czy możliwe, że on mi się podoba. Nie, jeszcze nigdy nie byłam nawet zauroczona. Pewnie nawdychałam się za dużo oparów na chemii. Gdy przechodziłam obok nich, złośliwy Ryan rzucił komentarz.
- Nasza ruda śmieciara idzie ! - Justin spojrzał na niego zdziwiony, a ja pobiegłam wypuszczając z moich oczu słone łzy. Mieli rację ciuchy były z lumpeksu. Biegłam długo, nie zwracając uwagi na bolące nogi, i kłucie w boku. Niewiele widziałam ponieważ moje oczy zaszły łzami. Kiedy stanęłam z wycieńczenia, usiadłam pod starym dębem. Rozejrzałam się dookoła, nie miałam pojęcia gdzie jestem, ale teraz się tym nie przejmowałam. Dałam ujście emocją. Wyciągnęłam temperówkę i chwilę rozkręciłam ją za pomocą wsuwki. Chwyciłam niewielką żyletkę. Przez chwilę zastanawiałam się czy to, aby dobry pomysł. Mama nie mała racji. Niektórzy po prostu są skazani na cierpienie. Przybliżyłam ,żyletkę.
-Pierwsze za to ,że jestem taka słaba.
-Drugie za to ,że byłam taka naiwna.
-Trzecie za to ,że nie dałam rady.
-Czwarte za to ,że upadłam i nie dałam rady się podnieść.
-Piąte za to ,że..
"Piąte cięcie to było jej ostatnie cięcie. Bez rymu i intencji...Cięcie przez które przestało bić jej serce."