- Czemu ?
- Raz mnie nienawidzisz, raz twierdzisz że tylko ty możesz mnie przytulać... Zdecyduj się kobieto !
- Ja wcale tak nie mówiłam... Każdy może cię przytulać. Tylko, że ja bardziej. - wyjaśniłam jak dziecku a on znów zaczął się śmiać jak pod wpływem.
- Brałeś coś dzisiaj ? -zasugerowałam.
- Nawdychałem się twoich perfum. - odgryzł się, ale ja byłam nieobecna gdyż wpatrywałam się w śliczną żółtą sukienkę. Sięgała ona przed kolano, u dołu lekko rozkloszowana z prostym krojem bez ramiączek. W pasie przewiązana miała tego samego koloru wstążkę.
Oczy mi się zaświeciły.
Oczami Justina
Pierwszy raz widziałem by jej oczy aż tak się zaświeciły. Wyglądała jak typowa kobieta podczas zakupów. Zachwycona, pragnąca wykupić cały sklep. Poczekałem aż wybierze garść ciuchów i pójdzie się przebrać. Przez ten czas kupiłem "piękną" suknię. Nie widziałem w niej nic wyjątkowego, jednak wiem, że Vanessa wyglądałaby w niej cudownie...jak księżniczka.
Zanim się zorientowaliśmy wybiła dwudziesta. Około czterech godzin spędziliśmy w centrum, mimo, że ubrań nie było dużo w każdym wyglądała świetnie. Dobrze się bawiliśmy jednak większość czasu spędziliśmy w wesołym miasteczku tuż za nim. Nessa była odważniejsza niż sobie wyobrażałem poszliśmy na rollecoster z prawdziwego zdarzenia. Śmiała się jak szalona. Jak to w każdej "romantycznej " historii wygrałem jej misia rzucając piłką do kosza. Więc teraz zmierzając do domu tuliła do piersi wielką maskotkę pandy. Nie wspomnę, że owy pluszak miał metr wzrostu, tuliła go do piersi.
- Dziękuje. - powiedziała krótko.
- Za co ?
- Za miło spędzony czas z tobą.
- Czysta przyjemność!
Przytuliła mnie, trwało to dość długo. Oboje poczuliśmy emocje. Przyjrzałem się dokładniej jej ciemnym tęczówkom. Zbliżyliśmy się do siebie, dzieliły nas milimetry a ja prawie dotykałem jej idealnych ust...
Oczami Vanessy
Nie wiem czy dzielił nas chociaż centymetr, czułam jak jego usta dotykają moich, jednak było to tylko przyłożenie warg do warg gdyż w tym momencie, lunęło jak z cebra deszczem a ja odskoczyłam do tyłu. Czułam się jakbym wyszła z transu, lub długiego snu ostudzona szklanką lodowatej wody.
- Taa.. To d-do poniedziałku Juss... - i zniknęłam w otchłani domu. Uff...nie zaszło za daleko! Motyle zamieniły w wściekłe osy kujące mój żołądek. W takim stanie, mokra, w makijażu spływającym po twarzy, za małych dżinsach i kurtce runęłam na łóżko, prawie od razu zasypiając. A do piersi nadal tuliłam Maksymiliana mojego wielkiego pluszaka od Jussa. Przyjaciele. Mamy zostać przyjaciółmi.
***
Jak w każdym porządnym pamiętniku chciałbym napisać że obudziły mnie łagodne promyki słońca. Jednak niema tak dobrze, o nie!
- Vanessa już dziesiąta a ty nadal nie zrobiłaś mi śniadania !- krzyknęła ciotka z domofonu znajdującego się w pokoju. Nie wiem co we mnie uderzyło jednak wydarłam się na całe gardło, czując złość.
- SPIERDALAJ LENIWA KROWO !
Uderzyłam z całej siły metalowym budzikiem by zniszczyć nieznośny domofon. Co się ze mną dzieje ? Tak to na pewno wina Biebera, wszytko jego wina ! Zaraz jak to się nazywa... Bieber Fever! Czyżby skutki uboczne? Ugh czemu on nie może być grzecznym chłopcem ?
Weszłam do niewielkiej toalety. Rozczesałam rude włosy, luźno opadały na ramiona. Mój makijaż składał się jedynie z matowej szminki na ustach nic więcej. Uśmiechnęłam się do własnego odbicia. Założyłam ciemne spodnie, luźny kremowy sweter sięgający ud. Narzuciłam na to wygodny, ciepły płaszczyk i krótkie kozaki. Wyszłam wiedząc, że prędko dzisiaj do tego miejsca nie wrócę. Ogólnie wyglądałam nawet z twarzy... inaczej. Nie widziałam już tego kościstego, bladego, czegoś Uśmiechnięta, nie przejmując się śniegiem ruszyłam przed siebie w kierunku domu Ariany.
Słodka rudowłosa szesnastolatka zbiegła na dół słysząc mój głos i rzuciła mi się na szyję.
- Widzę, że zakupy z Jussem się udały.
- Chyba tak... Czekaj skąd wiesz ?
- Jestem Belieberką wiem w jakich typach gustuje Justin
- W jakich ?
- Zaokrąglonych blondynkach.- odparła.
- To czemu interesuje się "niby " mną ?
- Tego jeszcze nie wiem, ale to rozgryzę! - pociągnęła mnie na górę.
- WIEM !- krzyknęła Ari z miną Kolumba który właśnie odkrył Amerykę. -Kocha cię
- Mnie ?
- Tak ! Te maślane oczka które do ciebie robi, to w jaki sposób mówi do ciebie na lekcjach albo jak śpiewał piosenkę o miłości na muzyce i patrzał cały czas na ciebie. Ale ty tego nie widziałaś bo byłaś zajęta bazgraniem jakiś serduszek... Serduszek ?... O matko kochana ty też go kochasz !
-Nawet jeśli go kocham, to on nie kocha mnie. A poza tym sama nie jestem pewna swoich uczuć, to zniszczyłoby wszystko !
- Jeśli to prawdziwa przyjaźń, to przetrwa nawet nietrafioną miłość...
Mówiłam wam, że to moja najlepsza przyjaciółka ? Nie ? A to mówię. Mama chyba miała racje, nareszcie wyszło słońce. Ale jak to mawiała nie chwal dnia przed zachodem słońca...a nie to był tekst taty.
-Nie wiem czy kiedyś ci to mówiłam ,ale przyjaźń damsko-męska nie istnieje.-rzuciłam w nią poduszką.
-Zamknij się. Nie kochamy się.- odwracając głowę o ileśdziesiąt stopni zobaczyłam Justina Biebera we własnej osobie.
-Miło słyszeć.-zaśmiał się.
-Dłu-długo tu stoisz?
-Od momentu "tego jeszcze nie wiem, ale to rozgryzę"
Popatrzyłyśmy obie na siebie zgodnie. Rzuciłyśmy się na niego z poduszkami, uciekał przez cały dom. W końcu go dopadłyśmy. Opadł bezbronny na kanapę. Cat spojrzała na niego i jakby nigdy nic zaczęła głaskać jego włosy.
-Yyy...Cat? Dobrze się czujesz?
-Sorry myślałam, że to moje włosy.-zaczęłam się śmiać. Ari wyszła z transu i okładała go poduszką.
-Starczy!-Juss krzyczał.-Mam za swoje! Proszę!
-A co będziemy z tego mieć?-spytałyśmy jednocześnie.
-Co chcecie.-wydyszał. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i puściłyśmy go.
-Zastanowimy się jeszcze co chcemy.-powiedziała przyjaciółka.
-Matko w co ja się wpakowałem.-złapał się za głowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz