wtorek, 15 września 2015

Rozdział szesnasty. Pani Laura.

Dom Laury był mi znany z każdego możliwego zakątka. Typowo babcine tapety na ścianach z motywem kwiatów. zapach pierniczków, które zawsze tak kochałam. Sama sobą kobieta dodawała tutaj wyjątkowej atmosfery, której nie potrafię opisać słowami. Justin czuł się chyba nieco skrępowany niczego nie rozumiejąc z naszej rozmowy.
-A ten twój chłopak to taki cichociemny?- zapytała spoglądając na mnie spod swoich okularów-połówek. Zachichotałam.
-Kochana pani Lauro, to jest światowej sławy gwiazda, która mówi po Angielsku.
-Nie kojarzę...
-Justin Bieber. Kanadyjczyk.
-Bie-ber? Moja wnuczka wciąż o nim nawija. Jakby świata poza nim nie widziała.
-Van, czy wy mówicie o mnie?- zapytał Justin w swoim języku.
-Wnuczka Laury cię uwielbia.- powiedziałam krótko i wróciłam do rozmowy z Laurą. Zdążyłam już opowiedzieć jej wszystko. Włącznie ze szczegółami z Justinem. Strasznie śmiała się z naszego niedoszłego pocałunku na śniegu.
-Co takiego te...pape-ra...paperazzi?
-Paparazzi? Banda wrednych ludzi, bez życia prywatnego, którzy szpiegują go o każdej porze dnia. W sumie dziwię się, że jeszcze ich tu nie ma.- zajrzałam za okno lecz nikogo tam nie było. Westchnęłam uradowana nie mając ochoty na konfrontację z nimi. Ostatnio było dziwnie cicho. Miałam wrażenie, że to się niedługo zmieni.

***

-To co to takiego te... pierogi ru-ru skie?-zachichotałam kiedy słyszałam jego łamiący się język.
-Nasze popisowe danie krajowe.-w sumie nie mogłam mu nic zarzucić, w końcu polski to najtrudniejszy język świata...
-Daleko jeszcze?
-Oh.. zapomniałam ze wszędzie wozisz dupę swoimi samochodami!-wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Ej! Bez takich mi tutaj!- oburzył się niczym małe dziecko w przedszkolu.
-Może spotkasz jakieś Beliebers.- jak na zawołanie zza rogu napadło nas grono fanek. Jego oczy powiększyły się z przerażania.
-Uciekamy prosto, potem w prawo i chowamy się za stadion...
-Justin, to Polska. One są wychowane, szybkie i sprytne.
-To on?
-Głupia jesteś, co JB ma robić w Polsce?- usłyszałam głosy za plecami.
-Dziewczyny chcecie autograf?
-Co powiedzia...- dziewczyny nagle go otoczyły, niektóre przecierały sobie oczy zastanawiając się czy to nie sen.
-Zapytasz się go, czy m-może..my się przytulić?- zapytała roztrzęsiona blondynka.
-Justin, pytają się o przytulenie.- uśmiechnął się, spoglądając blondynkę w oczy. Podszedł do niej i objął ją ramionami po czym pocałował czule w policzek.
-Jesteś śliczna.- w tym momencie nastolatka rozpłakała się na dobre, szepcząc wciąż "i love" "thank you" podobnie reagowały następne dziewczyny, niektóre mówiły mu coś na ucho, inne brały dodatkowo autografy dla swoich przyjaciółek, koleżanek. Oczywiście nie zapomniały o zdjęciu dla dowodu. Podziękowały jeszcze raz i przeprosiły za zabrany czas. Kiedy już trochę ochłonęły, język angielski wrócił im do pamięci.
-Matko jakie dobre!- mówił z pełną buzią.
-Tak strasznie mi tego brakowało w kanadzie..-Justin spojrzał na mnie smutny.
-Czy kiedy będziesz pełnoletnia wrócisz do polski?-wzruszył ramionami na prawdę niepewna. Z jednej strony tęsknie z polską jak tylko się da, ale z drugiej.. nie wiem czy jestem w stanie zostawić Justina. Strasznie się do niego przywiązałam i nie byłabym na siłach go zostawić. Nawet na wyjazd na trzy dni pojechaliśmy razem.
-Byłabyś w stanie mnie zostawić.
-Nie.- opowiedziałam bez zastanowienia.
-Pojadę z tobą. Szlag mnie trafi na polskich drogach, ale damy radę. Tylko nie mieszkamy na osiedlu. A jeśli już to na takim z windą. Nie pokarzę naszych dzieci tymi cholernymi schodami... W sensie twoich dzieci.
-Wmawiaj sobie, że o to ci chodziło.- zażartowałam. Jednak on z niewyjaśnionych przyczyn zrobił się czerwony jak burak.
-Można drugą porcję?- zmienił temat. Pokiwałam z uśmiechem głową. Nigdy nie zapomnę jego miny gdy dowiedział się, że samemu trzeba podejść do lady by złożyć zamówienie,  był przyzwyczajony do kelnerek.
-No to co pani Castion, to nasza pierwsza randka?
-A jak byś chciał to nazwać?
-Tak właściwie to jakby nasze wesele, bo na naszym też będą pierogi.- zakrztusiłam się pitą przeze mnie Colą. Nie oceniajcie mnie zawsze ją do nich piję.
Czas leciał bardzo szybko, nogi bolały po całodziennym zwiedzaniu. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie okręca po czym zakrywa dłońmi oczy. Ku mojemu zdziwieniu nie był to Justin. 
-Zgadnij kto bitch?
-BITCH?!- zdenerwował się Justin. 
-Dawid?- krzyknęłam szczęśliwa rzucając się mu na szyję. Był on moim przyjacielem z dawnych lat.
-Mam zwidy, czy to Justin Bieber do mnie mówi?- zapytał się na ucho. Roześmiałam się. 
-Tak. To Justin Bieber. 
-O my goshh... Nie wierzę!- rzucił się na niego jak na mięso, Juss roześmiał się i odwzajemnił uścisk. 
-Miło cię poznać...David?
-Wow. Rzeczywiście pachniesz sexy.- rzekł po angielsku.
-Jest gejem.- wymruczałam. Oczy Biebsa powiększyły się do wielkości pieciozłotówek.- Dawid...DAWID! Puść go już!
-Oh, mój błąd. Nie mogłem uwierzyć, że na tych zdjęciach w MTV to byłaś ty. Ale jednak się nie pomyliłem, te włosy, twarz...Z resztą wszyscy znają twoje nazwisko. Wiem, że byłaś w Stratford, ale kurde mieć takie szczęście...
-Tak w sumie...O to Justin Bieber mój najlepszy przyjaciel.
-Koniecznie musimy się niedługo umówić na plotki przy lodach...Kurwa, cofam zachowuję się coraz bardziej kobieco. Umówić się na...konwersacje przy naleśnikach?- roześmiałam się. 
-Coś ci to nie wychodzi. Ale poplotkować mogę...przy lodach! 
-Van czy ty pamiętasz, że ja tu jestem?- usłyszałam głos Justina.
-Jak mam zapomnieć kiedy on rozmawia ze mną a ślini się na ciebie.- nagle telefon Davida zadzwonił.
-Halo? Cześć mamo? Co chcesz?... Ziemniaki? Gdzie ja ci o tej porze znajdę otwarty sklep?! Ugh durna baba...nie, nie to nie do ciebie...Dobra idę... Mam zapieprzać do całodobowego?...Tak, tak, wiem, że miałem nie przeklinać. No, cześć... Okej muszę lecieć, matce się zachciało sałatki ziemniaczanej. Baba w ciąży.- przytulił mnie na pożegnanie a Justina pocałował w policzek po czym odszedł.
-Polubiłem ten kraj w sumie... Ale mogliby zainwestować w windy.
-Ty ciągle o tym. Idziemy do...domu?
-Tak...Jutro rano lot do Starford. Ominęła nas biologia jeśli to cię pocieszy.
-Masz rację. Pomogło.

justin bieber animated GIF

sobota, 5 września 2015

Rozdział piętnasty. Welcome to Poland.

Oczami Justina.

Czy ona zdaje sobie sprawę ze nie mogę zasnąć bez przytulenia jej choćby raz jednego dnia?
-Będę wyglądał jak zombie...-powiedziałem do siebie.
-Ja też. Zmiany atmosfery szkodzą moim włosom. Muszę odwiedzić grób rodziców, dawną sąsiadkę. Może ostatni raz zobaczę swoje mieszkanie. Nie będę tam często przyjeżdżać, to zbyt wielki wydatek. Czuję taką potrzebę...-posmutniała.
-Polecę z tobą!- oznajmiłem, wyciągając telefon. Wybrałem numer, do pilota mojego prywatnego samolotu (szpan)
-Juss, nie!
-Za późno już zamówiłem nam lot.- pochyliłem się, unikając nadlatującej poduszki.
-Dziękuję.
***
Oczami Vanessy
(Warszawa, przed dawnym domem Vanessy)
Justin zaklął cicho, wyciągając nogę z dziury w asfalcie.
-Zalety Polskich dróg.- oznajmiłam klepiąc go po ramieniu. Nadal nie odrywałam wzroku od wielkiego blokowiska. Ujął delikatnie moją dłoń po czym weszliśmy do środka. Juss wydał się zdezorientowany, kiedy jego wzrok nie natrafił na windę.
-Przypomnij, które to piętro?
-Ósme.- spojrzał na walizki.
-TY je niesiesz!- zarządziłam, wchodząc już po schodach.
Z góry słyszałam jego jęki. Zajęło nam to około dziesięciu minut. Stanęłam przed czarnymi dębowymi drzwiami. Mimo, że nie mieliśmy dużo pieniędzy, w naszym domu zawsze było przytulnie. Delikatnie wsunęłam dłoń do kieszeni, drżącą ręką wyjmując złoty kluczyk. Miejsce, które kiedyś nazywałam swoim domem teraz było zupełnie obce. Szarpnęłam srebrną klamkę, przekraczając próg. Gdy tylko weszłam, moim oczom ukazał się obraz koszyka owoców. Łzy zapiekły moje oczy, pokierowałam się do "swojego" pokoju. Nieśmiało wsunęłam do niego głowę. Wyglądał tak samo, różowe łóżko, lawendowe ściany i jasnobrązowe meble. Wszystko opróżnione, znajdowało się teraz w Stratfort. Delikatnie usiadłam na jego skraju, Juss wszedł do pokoju lekko zmieszany.
-Jeżeli tu mamy spać to ja wolę kanapę.- pokiwałam głową.
-Ty śpisz na kanapie, ja w sypialni rodziców.- postanowił mi dać chwilę prywatności.
 Udałam się do owego pomieszczenia. Uchyliłam drzwiczki szafy, wyciągając turkusowy sweterek mamy. Zawsze go nosiła. Przytknęłam go do twarzy, łudząc się, że wychwycę zapach i dotyk kobiety. Jednak umysł mnie zmylił, do moich nozdrzy dotarł jedynie kurz. Weszłam do toalety. W większości była już pusta, jednak rzucił mi się niewielki flakonik perfum o zapachu róż. Przykładając go do nozdrzy poczułam jej zapach. Łzy spłynęły wzdłuż moich policzków. Spryskam nim szyję. Najbardziej bolało mnie do, że zapominałam jak wygląda. Jak brzmi jej głos, jak delikatny jest jej dotyk.
-Boże...-wyszeptałam.
-Pokażesz mi miasto?-usłyszałam krzyk Justina, wytarłam łzy, nie chciałam by widział mnie w tym stanie. Weszłam do salonu. Otoczyły mnie ciepłe kolory w postaci pomarańczy i zieleni.
-Pewnie.-udawałam szczęśliwą.- musisz spróbować naszych pierogów.
-Przede mną nie ukryjesz, że płakałaś.- przytuliłam się do niego. Gwałtowny szloch wydobył się z mojego gardła, był on jednak bardzo cichy. Pogłaskał mnie po plecach.
-Tęsknie za nimi.
-Księżniczko nie płacz, bo ja będę płakał.- jego głos drżał.
***
Amelia Castion ur.  06.08.1979 zm.  07.08.2009
Tomasz Castion  ur.06.04.1980 zm. 07.08.2009
Zginęli śmiercią tragiczną

Klęknęłam przy nagrobku. Zapaliłam znicz. Nie hamowałam łez, było ich za dużo. Moją rozgrzaną skórę otulał sweter mamy, co wcale mi nie pomagało. Szlochałam głośno jak zagubione dziecko. Ktoś dotknął mojego ramienia.
-Justin chcę pobyć sama...
-Powtórz proszę.-zdziwiłam się gdy usłyszałam kobiecy głos, przemawiający po polsku. Odwróciłam się niepewnie.
-Pani Czajkowska?- uśmiechnęłam się przez łzy, jednak wyszedł z tego marny grymas.
-Przychodzę tu codziennie w nadziei, że cię spotkam. Swoją drogą po drodze, spotkałam dziwnego chłopca kopiącego drzewo. Ale był śliczny, niezłe mięso.
-Wiem Lauro. Przyjechałam z nim.

sexy animated GIF

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział czternasty. Belive.

-Czemu? Dlaczego to zrobiłeś?-wypłakałam.
-Vanessa...-wychrypiał.
-Pomyślałeś o mnie o Pattie?! O tych wszystkich Belieber, które odebrałyby sobie życie? Rozumiem że jesteś pod presją, ale to nie powód do takich głupot! Sam mówiłeś, że każdy po coś jest na tym świecie.
-Tylko, że ja nie mogę spełnić swojego zadania....-powiedział słabo.
-Oczywiście, że możesz. To wydaje się trudne, ale na pewno jest możliwe idioto.- uśmiechnęłam się przez łzy.
-Obyś miała rację.
-Zapomnimy o tym?- z uśmiechem pokiwał głową, ale i tak wiedziałam, że kłamie. Tak samo jak nie da się puścić w niepamięć moją próbę samobójczą, jego też nie. Kątem oka spojrzałam na blizny, które pokrywały mój nadgarstek.- Za każdym razem gdy znów zechcesz to zrobić, pomyśl jak cierpiałeś gdy... sama popełniłam ten błąd.
-Czy nadal się przyjaźnimy?
-Oczywiście.- odparłam bez zawahania, nadal roniąc łzy. Wtuliłam się w niego, jak w pluszowego misia. Jęknął z bólu a ja jedynie się śmiałam.

Oczami Justina 

Gdy usłyszałem jej melodyjny chichot, od razu poprawił mi się humor. Na usta cisnęły mi się słowa "kocham cię bardzo",ale wiedziałem, że nie mogę tego powiedzieć. Jeszcze nie dziś, nie teraz, nie tutaj. Pomyśleć, chciałem ją stracić. Mogłem stracić mamę, rodzeństwo, Belieber, Scooter'a, Kenny'ego i wielu innych. Pokręciłem głową, na myśl o swoim samolubstwie.
-Yyy...Justin, za drzwiami czeka jeszcze...kilka osób. A za oknem tłum Beliebers.- otworzyła okno a do pomieszczenia wlał się śpiew moich fanek. Po sali rozbrzmiała piosenka Belive, po głosie rozpoznałem, że wszystkie płakały. Zrobiło mi się tak strasznie głupio.
-To ja wpuszczę resztę.- w duchu zrobiłem znak krzyża. Dziewczyna cholera wie czemu, spłonęła rumieńcem i wyszła. Do pokoju szybkim krokiem wstąpiła mama, siadając na skraju łóżka. Byłem gotowy na cios w policzek. To co zobaczyłem było o wiele gorsze. Czerwone od łez policzki, zakrwawione oczy i czerwony od kataru nos.
-Dziecko...-wyłkała.- Co się stało? Dlaczego... przecież byłeś taki szczęśliwy. Rozkwitałeś na myśl o...no tak, już rozumiem. Czy naprawdę nie było innego wyjścia?
-To pod wpływem impulsu...
-JAKIEGO CHOLERA IMPULSU BARANIE! PRAWIE ZESZŁAM NA ZAWAŁ! I CHYBA ZACZYNAM SIWIEĆ!- chyba jednak wolałem gdy była smutna i zrozpaczona- RÓŻNE DZIWNE RZECZY ROBIŁEŚ, ALE TO PRZEROSŁO WSZYSTKO! WYBACZYŁAM CI POFARBOWANIE PSA NA ZIELONO, KOSZ DO GRY W TOALECIE, I POWINNAM TERAZ SIĘ FOCHNĄĆ ALE NIE UMIEM...Uff, no dobrze ulżyło mi.
-Chyba pozbawiłaś mnie słuchu.
-A ty siebie trasy koncertowej- odgryzła się. Teraz hajs nie będzie się zgadzał.
-Mam wytrzymać z zaledwie 50 milionami na koncie? Jak my będziemy żyć. Ja muszę jeść kobieto.
-Trzeba było o tym myśleć wcześniej.- krzyczeliśmy na siebie jak małe dzieci. Mama nawet wystawiła język, a ja zatykałem uszy krzyczą "lalalala nic nie słyszę!" jednak moja mina zrzedła gdy do pomieszczenia wszedł Scooter.
-Pattie, siedzicie tu godzinę. Mogę już wejść?
-Już weszłeś.- zauważyłem.
-Ty nic nie mów, będziesz tylko słuchał.- kobieta wymknęła się z pomieszczenia.
-Daaaj spokój...Nie chcę o tym mówić.
-Ale ja już cię poinformowałem, że będziesz tylko słuchać.
-Słuch to mam aktualnie uszkodzony.- nie wiem skąd wzięło się we mnie tyle sarkazmu, za dużo Vanessy?
-Musisz mi odpowiedzieć na jedno jedyne pytanie...Czy to ta dziewczyna?
-Yyy...aaee..Nie? Znaczy, chodzi o nią, ale to nie jej wina. Nie żebym ją kochał czy coś... O czym ty  myślisz, tylko seks ci w głowie.
-Błagam nie mów mi, że TO robiliście. Wiem, całowaliście się na śniegu...
-Edit nawet się nie całowaliśmy! Jakiś baran nam przeszkodził.
-Stado baranów czeka przed szpitalem.- jęknąłem.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

oczami Vanessy

Minęły już dwa miesiące od wypadku Justina...  Wszytsko jest idealne, prócz mojej ciotki, która robi się coraz gorsza. Niedawno straszyła mnie wyrzuceniem z domu i śmiercią głodową...Pff  już się boję. Czujecie ten sarkazm?  Ariana pokochała swoje nowe kotki. Bardzo się ostatnio zżyłyśmy, jak to przyjaciółki. Cat.. .nie mam z nią najlepszego kontaktu od kiedy ma chłopka Josha.  Jest w nim po uszy zakochana. Nie mam do niej urazu. Cieszę się jej szczęściem zwłaszcza ze znam Josha i jest naprawdę wspaniały. Dzisiaj chcę polecieć do Polski odwiedzić rodziców. Mę pożegnać z  Justinem. Wiem, że to tylko na chwilę, ale tęsknię za nim nawet w nocy. Czasem zdarzało się, że nocowaliśmy u siebie i zdarzały się dosyć krępujące sytuacje. Często budziłam się wtulona w niego albo on we mnie. Stanęłam przed drzwiami jego domu sprytnie wymijając w domu ciotkę.
-WItaj Van, dawno cię u nas nie było. 12 godzin ?-zaśmiała się Pattie, spłonęłam rumieńcem i nerwowo zachichotałam.
-Jest może Justin?-kobieta  spojrzała za siebie,  a ja przez jej ramie.  Justin chyba mnie usłyszał, bo skakał po salonie z w połowie założonymi spodniami. -Siema mięśniku!
-Wiesz ile się napracowałem, żeby tak wyglądać?-krzyknął z wyrzutem. Było to komiczne, bo miał szczoteczkę do zębów w buzi.
-Ciekawe dla kogo...-Pattie  znacząco poruszała brwiami, zostawiła nas zarumienionych. Niepewnie pokierowałam się do jego pokoju. Usiadłam na miękkim dywanie i zaczęłąm się śmiać z jego twarzy umazanej pastą do zębów.
-Umyj się!-wskazałam palcem na drzwi toalety.
-A vice versa.-pocałował mnie mydlanymi wargami w policzek. Od razu poczułam tam mrowienie. Wydałam z siebie wiązankę przekleństw i wytarłam twarz rękawem.
-Tak właściwie to... chciałam ci powiedzieć że wyjeżdżam.-wypluł wodę którą przpłukiwał usta.
-Co?-wrzasnął.
-Spokojnie tylko na 3 dni.-zaśmiałam się. Jednak on nie wyglądał jakby było mu do śmiechu.

justin bieber animated GIF

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział trzynasty. Lewa ręka.


Oczami Justina
Poczułem, że leżę na czymś bardzo ciepłym i wygodnym. Zacząłem jeździć ręką,a powierzchnia się poruszyła. Otworzyłem oczy i zobaczyłem śpiącą  Nessę. Dobrze, że się nie obudziła jak ją "dotykałem". Przypomniałem sobie co jej powiedziałem. Cholera, wyznałem miłość. Wstałem i poszedłem do toalety. Wyglądałem okropnie. Wory pod oczami i włosy ułożone w każdą stronę świata. Bez pytania o pozwolenie użyłem prysznica. Co ja jej  powiem? Spieprzyłem. Ze złości uderzyłem pięścią w ścianę.  Usłyszałem jak Nessa krzyczy z przerażenia.
-To tylko ja!-uspokoiłem ją. Zastanawiam się jak w ogóle się tu znalazłem? Pamiętam tylko naszą rozmowę w nocy, i to fragmentami.
-Wszystko w porządku?- zapytała.
-Tak jasne.-powiedziałem w sumie do siebie. Zakręciłem kurki i po wysuszeniu ciała ubrałem wczorajsze ciuchy. Czułem się nieświeżo, śmierdziało alkoholem.  Umyłem zęby szczoteczką Nessy.
-Juss mogę wejść?
-Jasne!-uchyliła niepewnie drzwi.
-Czy to moja szczoteczka?-niewinnie wzruszyłem ramionami.
-Jasne przecież nie moja...-udawała, że rozszarpuje mnie rękami w powietrzu. Jej wzrok skierował się w stronę prysznica.
-Czy to krew?-wskazała na kabinę.
-...możliwe.-chwyciła moją dłoń, a ja dopiero teraz poczułem jak boli.
-Justin...-westchnęła. 
-Ja...-znów miałem ochotę w coś uderzyć. I tak się stało ściana obok mnie zderzyła się z pięścią. Nessa lekko przerażona odskoczyła.
-Justin cholera! Co ci?!-nerwowo chodziłem po łazience.
-Upiłem się kobieto, gadałem głupoty!-skrzyżowałem ręce za głową.-Nie chciałem powiedzieć tylu rzeczy.
-Kiedy ludzie są pijani mówią różne rzeczy, czemu ci tak zależy ?- położyła dłoń na moim ramieniu.
- Będę  już szedł. Dzięki za przenocowanie. Potem opowiesz mi jak tu trafiłem.- zaśmiałem się nerwowo- Cześć ! 
-Pa... -wymruczała i zatrzasnęła drzwi. 
***
Ostrożnie przekroczyłem próg domu czekając na atak mamy. Czarnowłosa kobieta wyskoczyła z kuchni grożąc mi łyżką. 
- Gdzie ty byłeś ?! Odchodziłam od zmysłów ! 
- Mamo mam już szesnaście lat, byłem u...  kolegi. - ominąłem ją nie mając, ochoty na rozmowę. Ciągle dręczyło mnie to co powiedziałem wczoraj Vanessie. Rozprostowałem palce sprawdzając czy z moją ręką wszystko w porządku. 
- Wiem, że byłeś u Nessy. O matko co z twoją ręką?! - awanturowała się mama wchodząc do pokoju. Oparłem plecy o ścianę zaciskając powieki. 
-Spierdoliłem... 
- Justin ! Wyrażaj się. 
-... Powiedziałem jej, że ją kocham. 
- To przecież świetnie ! - usiadła obok mnie na łóżku. Ze zdziwieniem spojrzała na moją minę. - Czyli jej nie kochasz?
- Kocham, ale byłem pijany. Pewnie myśli, że nie pamiętam.- pokręciła głową z dezaprobatą 
- I co ja mam ci powiedzieć ? 
- Chciałbym wiedzieć. 
- Poczekaj na odpowiedni moment i powiedz jej prawdę. 
-To nie jest takie proste. Ona tego nie odwzajemnia - westchnęła.
- Jesteś po prostu ślepy. -poklepała mnie po plecach i wyszła. Czy ona miała na myśli ,że Vanessa jest we mnie zakochana? A może...nie! Prawdopodobnie w dalekiej przyszłości jej powiem o moich uczuciach,  ale na pewno nie teraz jest stanowczo za wcześnie. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni.  Mieć taką osobę przy boku to marzenie każdego, ale ja nie mogę nawet marzyć, bo tylko zniszczę jej życie w końcu nie jestem normalną osobą jestem jebanym Justinem Drew Bieberem! Zdesperowany otworzyłem okno i stanąłem na parapecie. I tak nigdy nie będę mógł normalnie żyć. Stale próbuję się z tym pogodzić, udawać, że to rozumiem jednak przytłacza mnie brak możliwości życia jak każdy inny nastolatek. Ugiąłem kolana po czym odbiłem się od powierzchni. Poczułem brak grawitacji, a potem tylko ciemność. 

Oczami Vanessy

Siedziałam a samotnej ławce w parku, obok fontanny, z zainteresowaniem spoglądałam na starszą , pomarszczoną kobietę dokarmiającą gołębie czerstwym chlebem. Była uśmiechnięta mimo tego, że siedziała tam sama. Miała około 60 lat. Zapewne gromadka wesołych wnuków wpadnie do niej na obiad w niedzielę. Ja nie miałam babci, A może miałam, nawet mam...Nic nie wiem...Kiedyś miałam dziadka. Było to w niedalekiej przeszłości. Spędziłam w nim najlepsze chwile dzieciństwa.  Zawsze na rybach, kazał mi całować rybki na pożegnanie. Lubiłam to. Kiedy trafiłam do cioci, kontakt się urwał. Może nawet o tym nie wie. Po śmierci jego córki załamał się kompletnie mimo, że ma jeszcze sześcioro synów. Moja mama i ciotka były jedynymi biologicznymi dziećmi. Pozostałych zabrał z jednego domu dziecka, który chylił się ku upadkowi. Nie chciał by skończyli na ulicy. Czasami wydawało mi się, że staruszka się do mnie uśmiecha. Chciałam do niej podejść i po prostu porozmawiać. Podnosiłam się już z miejsca, lecz mój telefon wibrował. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Pattie. Niepewnie odebrałam.
-Nessa? -jej głos był zapłakany, drżał bardzo i brzmiał niewyraźnie.
-Dzień dobry, co się stało Pattie płaczesz?-mówiłam bardzo szybko. Wystraszyłam się jednak to co doszło do moich uszu, nie do końca dotarło do świadomości.
-Jestem w szpitalu... Justin wyskoczył z okna.-wyszlochała.
-Gdzie jest szpital?-podała mi potrzebne informacje. Nie było to daleko dwa kilometry. Rzuciłam się biegiem. Starsza kobieta krzyczała coś do mnie, żebym zwolniła, ale ja tylko wylewałam z siebie łzy. Ludzie nawet nie zwracali na mnie uwagi, na ulicach tego miasta płaczące dziewczyny były codziennością. Czas dłużył się niemiłosiernie. Po drodze potrąciłam parę osób, przewróciłam się kilka razy, ale teraz liczył się tylko Justin. Wpadłam zdyszana tuż pod recepcję. 
-Gdzie leży Justin Bieber ?- kobieta spojrzała na mnie krzywo zza grubych czarnych okularów.
- Jest pani kimś z rodziny? -zadała standardowe pytanie.
-Kuzynką. Alice Bieber. - wybełkotałam chyba mi nie uwierzyła myśląc, że jestem napaloną fanką ale ulitowała się. 
-Obecnie OIOM Vanesso. - teraz to ja popatrzyłam na nią spod łba.- cała telewizja o was trąbi. - zaśmiała mimo powagi sytuacji 
-Gdzie to jest ?!
- Na górę korytarzem i w lewo. Tam i tak nie ma wstępu może zaczekaj... -ale ja nie słuchałam rzuciłam się pędem ku wskazanej sali.  Zauważałam zapłakaną mamę Jussa 
- Pattie...- tylko tyle zdolna byłam wyszeptać, gdyż kobieta przytuliła mnie. 
- Ma obite plecy, pęknięte żebro i lewą rękę prawdopodobnie złamaną.
- A co z głową jakieś urazy ? 
- Rozbita. Lekki wstrząs mózgu. Nie wiele by brakowało a złamał by sobie kręgosłup spadł na trawnik, a wysokość wcale nie była tragiczna. -pociągała nosem - akurat wychodziłam do sklepu i go zauważyłam. Dzięki Bogu, że zabrakło mleka. Jest na OIOMIE bo to gwiazda, szpital stracił by szacunek, gdyby umarł. 
-Dlaczego on ?-wyłkałam.
- Ja...- nie dokończyła gdyż przyszedł ( a właściwie wbiegł ) zdyszany Scooter. 
-Co z nim ? 
- Żebro, lekki wstrząs mózgu i ręka...lewa. - powiedziałam siadając na niewygodnym krześle.
- Lewa. - zakrztusił się powietrzem wiedziałam, że planują trasę koncertową. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam tłumy paparazzi wypychanych z budynku przez ochronę. Wścibskie barany. obróciłam się przodem do drzwi. Justin miał  rękę w gipsie.  Jego głowa owinięta była bandażem. Przyłożyłam ręce do szyby i oparłam o nią głowę. Kolejna fala łez wylała się, spod mocno zaciśniętych powiek. Nie mogłam na to patrzeć. Czemu on to zrobił?! Mocno zacisnęłam pięści wbijając moje dosyć ostre paznokcie w skórę. Z powrotem je rozprostowałam. Powtórzyłam tę czynność parę razy, aż poczułam ciepłą krew spływającą po dłoniach. Syknęłam z bólu. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę i otarłam ją. W naszą stronę zbliżała się pielęgniarka. Uśmiechnęła się do nas co oznaczało tylko coś dobrego.
-Dzień dobry można go odwiedzić, ale pojedynczo. Zaraz powinien się obudzić jak tylko leki przestaną działać.-zostawiła nas samych. Spojrzałam na Pattie i Scootera i kiwnęłam im głową na to, że mogą wejść pierwsi. Czekałam na nich po kolei układając sobie co powiem Jussowi. kiedy sala była wolną wzięłam kilka głębokich wdechów i popchnęłam swoją droga bardzo ciężkie drzwi. Mój przyjaciel był blady, a jego usta nie były tak jak zawsze wygięte w uśmiechu. Usiadłam obok niego na skrawku łóżka i chwyciłam jego dłoń. 
-Justin dlaczego..?-znów łzy spłynęły po mojej twarzy. Zamknęła mocno powieki próbując powstrzymać szloch. Włosy przykleiły się do mokrej twarzy. Jego dłoń wysunęła się z mojej i delikatnie odsłoniła buzię.
-Nie płacz proszę.-szepnął blado sie uśmiechając. Spojrzałam się na niego i przytuliłam się mocno. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak brakowało mi jego dotyku, zapachu, głosu...
-Czemu? Dlaczego to zrobiłeś?-wypłakałam. 

Rozdział dwunasty. Alkohol.

Oczami Justina
Czuję jak coś we mnie wariuje. To uczucie silniejsze od uzależnienia. Nie potrafię bez niej wytrwać dnia, godziny bez myśli o jej słodkim głosie, pięknych, głębokich oczach i melodyjnym śmiechu. Przecież moja przyjaciółka. Na dodatek mama ciągle o niej mówi. I weź tu zapomnij, ale czy ja chcę zapomnieć? Oczywiście ,że nie. Cholera kocham ją. Nieodwzajemniona miłość boli najbardziej.  Może wszystko rozwiąże się samo, jak w kolorowych kreskówkach?  Muszę się wyluzować, odstresować. Odbyłem poranną toaletę. Uznałem, ze pójdę pieszo co jak co ale odpowiedzialnym być trzeba. Nigdy by mi nie wybaczyła jeśli wsiadłbym do samochodu nawet z cząstką promila, nie po tym co się stało z jej rodzicami...
***
Stanąłem przed tutejszym klubem "DEMON". Zwali go tak, bo drinki były tu bardzo mocne, dawały dużo energii. Wielu ludzi uważa, że do trunków dosypywano narkotyków, ale nigdy im tego nie udowodni. Udałem się do środka i rozejrzałem za kimś znajomym. Nie dało się jednak rozróżnić kto jest kim, gdyż w pomieszczeniu był pół mrok i dużo kolorowej pary. Głośna muzyka dudniła,  w powietrzu unosił się zapach alkoholu, dymu papierosowego i metalu. Kolorowe światełka oświetlały parkiet. Poszedłem w stronę baru i zamówiłem trzy kolejki. Jednak na trzech się nie skończyło. Leciała następna i następna. Mimo mojej mocnej głowy dalej nic nie pamiętam.
Oczami Vanessy
Był już późny wieczór ( 01:18). Nie dostałam znaku życia od Justina, nawet SMSa. Wszyscy wokół mówią, że jesteśmy parą, to zaczyna mnie denerwować. I do tego Cat na stałe zamieszkała w moim pokoju.  Staram się zignorować głośną muzykę Biebsa, którą zawsze puszcza.  Postanowiłam przebrać się w piżamkę.

Już miałam wchodzić pod kołderkę do Caty kiedy do pokoju wszedł ledwo trzymający się na nogach Justin.
-Siema dziewczyny.-wymamrotał prawie wymiotując.
-Justin ile ty wypiłeś?-zapytałam spanikowana. "Siostra "przykryła nos kołdrą, gdyż nienawidzi zapachu wódki.
-Przestałem liczyć przy dziesięciu...-upadł na podłogę i zasnął. Przerażona Cat rzuciła się obok niego na kolana. Zaczęła sprawdzać mu puls.
-Daj spokój tylko się upił. Zaniesiemy go do ciebie do pokoju. -zarządziłam.
-Chyba śnisz ! Nie będę trzymać u siebie w pokoju trupa. Do tego pijanego trupa. -zaprotestowała.
-I tak śpisz u mnie.
-Zmiana ról, już śpię u siebie.
-Ale Cat nie zostawiaj mnie z nim...-wyszła. Spojrzałam na Justina, który uśmiechał się przez sen.  Niezgrabnie wciągnęłam go na łóżko. Miałam wychodzić i gasić światło kiedy dotarł do mnie zaspany głos Justina.
-Zostań.-poprosił. Westchnęłam, ściągnęłam mu buty i położyłam się obok.
-Śmierdzisz wódką.-stwierdziłam.
-I tak wyglądam seksi.-uśmiechnął się triumfalnie.
-Tak na seksi pijanego.-wywróciłam oczami i położyłam się na boku nie patrzą na niego. Mimo ,że byłam pod kołdrą trzęsłam się z zimna. Justin objął mnie w tali i przyciągnął do siebie.
-Jesteś zimna.-moje ciało przeszły ciarki.
-Wiem.-powiedziałam cicho. Justin zaczął się śmiać.-Co?
-Bawisz mnie.-wybełkotał.
-Czemu ?
-Tym ,że czujesz się przy mnie taka skrępowana.-strąciłam jego rękę i próbowałam pogrążyć się w śnie -Obraziłaś się?
-Tak.-nawet nie wiem jak to się stało, ale Justin leżał mi na brzuchu.
-Van?
-Co?- nieświadomie kręciłam jego włosy, jak zabawką.
-Jesteś dziewicą?- moje oczy rozszerzyły się.
-Co to za pytanie?
-Chcę się spytać czy będę tym pierwszym...No wiesz.
-Nie nie będziesz.- natychmiast usiadł, przybierając niedowierzający wyraz twarzy.
-Jak dorwę tego idiotę...
-Nie nazywaj go idiotą. Może go nie kochałam, ale byłam silnie zauroczona.
-Więc można stwierdzić, że to ja będę pierwszy.
-Skąd ta pewność, że w ogóle będziesz?
-Bo mnie kochasz.- stwierdził jakby było to oczywiste. Poczułam jak czerwienią mi się policzki. Dobrze, że w pokoju panował mrok, gdyż właśnie odkrył moją tajemnicę.-Jesteś pijany.
-A ty bardzo piękna.
-Jest ciemno.
-Ale i tak widzę twoje wielkie rumieńce.
-Nie prawda.
-Przyznaj się.-wzruszył ramionami.-Trafiłem w twój czuły punkt.
-Uważaj ,żebym ja cię czasem nie trafiła.- zagroziłam.
-Okej trafiaj.- pokazał na usta.
-Co się dzisiaj z tobą dzieje?
-Słyszałaś o tym, że pijani ludzie mówią prawdę?
-Tak, to mów dalej. Może dowiem się czegoś ciekawego.
-Nie mogę, bo powiem ci coś czego nikt nie powinien wiedzieć.
-CO?
-Kocham cię.- odparł ledwo świadomy, po czym zasnął.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział jedenasty. Wigilia.

Trzy dni temu, rano wyszłam na zakupy i nabyłam tam piękny naszyjnik dla Pattie, by podarować jej go na święta.  Najgorzej było  z prezentem dla Jussa. Dłuższy czas zastanawiałam się nad wyborem i zdecydowałam się na słodkiego misia. A inny prezent szykowałam właściwie od samego początku. Ariana nie była problemem, najzwyczajniej w świecie kupiłam jej słodkiego, malutkiego kotka. Przez ostatni tydzień ciągle o nich nawija. Kociara jedna.Za to mojej siostrze podaruję kurtkę Justina oraz wejściówki na koncert, które dostałam od niego wczoraj. Tydzień temu byłam z Catriną w Polsce na cmentarzu u moich rodziców. Ona również płakała mimo, że minął już kawał czasu wciąż bardzo boli. Przeklinałam wszystkie autobusy i ciężarówki oraz nieuważnych kierowców. Może gdyby ten co prowadził samochód nie był pijany, rodzice by żyli. Czemu z całego autobusu tylko oni zginęli? Nawet cholerny kierowca przeżył ! Po powrocie do Stratford długo nie mogłam się pozbierać. Justin dzielnie mi pomagał, i w końcu znów się uśmiechałam. O osiemnastej ma przyjść po mnie. Swoją drogą wczoraj zgarnęłam mu kurtkę pokierowałam się więc do pokoju Cat. Stała na środku pokoju kręcąc się wokół własnej osi.
- Cat co ty robisz ?!
- Pobijam rekord.- krzyknęła nie przerywając. - wszystko wiruje !
- Ile już nabiłaś ?- chciała się jak najwięcej razy zakręcić wokół własnej osi.
- Przestałam liczyć przy dwustu!
- Matko ja dobiłam do setki ! - Cat zwolniła zaczęła się chwiać po czym ciężko upadła. Musiałam poczekać, aż ochłonie. Podałam jej torbę z kurtką i pomachałam biletami przed twarzą.
-Wesołych świąt siostrzyczko.-spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Wyrwała mi kurtkę i zaczęła ją wąchać.  Uśmiechnęłam się.
- To najlepszy prezent jaki mogłaś mi dać. -  poczułam jak mnie przytula i delikatnie całuje w policzek. Przybrała minę jakby właśnie coś sobie przypomniała. - Ja też mam coś dla ciebie !
Pobiegła do skrytki w ścianie w MOIM pokoju ( fajnie, że o niej wiedziałam ! ) wyciągając z niej prostokątne,  niebieskie  pudełko. Zajrzałam do niego ostrożnie, wiedząc, że moja kuzynka jest szalona.
- Spokojnie, wykluczyłam plan ze zdechłym szczurem. W sklepie nie dość, że wszystkie były żywe to jeszcze nie mieli różowych ! - najgorsze w tym wszystko jest to, że ona mówiła to zupełnie na poważnie. Wyciągnęłam ramkę w kształcie serca, a w niej zdjęcie moje i Justina gdy prawie całujemy się na śniegu. Na fotografii wygląda jednak to tak, jakbyśmy byli połączeni w gorącym pocałunku. U góry widniał napis "SZCZĘŚCIA NA NOWEJ DRODZE ŻYCIA!"
- Cat my nie jesteśmy razem !
- Jak to ?
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi nie całowaliśmy się wtedy.
- Trochę za późno mi to mówisz...- założyła platynowy kosmyk na ucho.
-O matulu co ty zrobiłaś ?
- Na swoim blogu BelieberkiSąMega.com umieściłam o was notatkę, no i może wspomniałam kilku osobom, że moja siostra jest narzeczona Biebsa. No wiesz trochę się zapędziłam i... - jednak ja zaczęłam się śmiać. Cat taka już jest najpierw robi potem myśli.
- Nie jesteś zła ?
- I tak całe MTV huczy o tym, że jesteśmy parą. - do pokoju wszedł Justin, jak zwykle nie pukając ani nawet pytając się czy może wejść.
- Cześć mężu. - wypaliłam.
-... Cześć żono ? - podałam mu zdjęcie, on również zaczął się śmiać.
- Nie śmiejcie się... to była pomyłka ! Zachowywaliście się jak zakochana para, chociaż nie mówię, że nie jesteście zakochani. Wyglądacie razem słodko, jak miód z ciasteczkami. Justin muszę ci to powiedzieć, ale jeśli chcesz wyjść za Nessę powinieneś zmienić fryzurę. Osobiście uważam, że półmetrowa grzywka wygląda seksownie, ale z rudymi włosami Nessi nie komponuje się to zgodnie. W ogóle dlaczego nie zaczęłam zaproszona na święta?
- Bo to mój mąż nie twój. - przerwałam, ale ona mówiła dalej nie zrażona.
-... zignorowałeś nawet to, że zawsze chciałam pogadać z Pattie. Ach ! I odwiedź proszę mój blog, lub na pisz o nim Twitterze wiesz jest coraz więcej notek, a tak wyświetleń cztery miliony ...cztery miliony wyświetleń za tyle pracy.  Ja raz nawet się zakradłam do twojego apartamentu Londynie by zdobyć jego zdjęcie. Przez bite trzy tygodnie studiowałam kanalizacje miasta by się tam dostać nawet wzięłam pamiątkę.- nawijała.
-Oddawaj moją czapkę !
- Masz ich tysiąc i ponad 50 milionów dolarów na koncie ! Dokładnie 53 miliony 762.
-Skąd wiesz ?
- To sekrety Beliebers. Ach, i masz dzisiaj czerwone majtki ! - Justin zajrzał do spodni, potem z przerażeniem wybiegł z pokoju.
- Do zobaczenia wieczorem! - krzyknęła.Poszłam za Justinem. Kręcił się po moim pokoju o dziwo szperając w szafkach.
- Czego szukasz ?
- Tu przebywa najczęściej na pewno coś tu chowa
-Spokojnie jest nie groźna... Tak myślę, chociaż w trzeciej klasie zobaczyła Lady Gage na ulicy podbiegłą do niej od tyłu i urwała kiełbasę z mięsnej sukienki.-zaśmiałam się.-Mówię poważnie.
-Ymm załóżmy, że się jej nie boję. Idziemy?-pokiwałam głową. Objął mnie w tali i poszliśmy. Nie opierałam się. Położyłam głowę na jego ramieniu . Pewnie gdyby ktoś nas teraz zobaczył pomyślałby ,ze jesteśmy parą. Boże zakochałam się. Zaśmiałam się.
-Co?-sam zaczął chichotać.
-Nic śmieję się z własnych myśli.-położyłam się na śniegu i zachowywać jak naćpana. Śmiałam się nawet z kępka trawy. Justin patrzył z pożałowaniem i kręcił głową.
-Ludzie się patrzą.
-Jest ciemno.
-Będziesz mokra.
-Wyschnę.
-Będzie ci zimno.
-Ogrzejesz mnie.-dalej się śmiałam.
-Co ja z tobą mam.-poniósł mnie na ręce.
-Niebo i piekło.-zaczęłam śpiewać Baby.
-Ładnie śpiewasz.
-A wiesz co jest najśmieszniejsze?
-Co?
-Nienawidzę tej piosenki.-zaśmialiśmy się.
***
Oczami Justina
Roześmianą Nessę wniosłem do domu. Najdziwniejsze było to, że nie była już mokra. Naprawdę zachowywała się jak naćpana.
-Justin patrz lampa.-pokazała ręką na żyrandol
-Widzę.-mruknąłem odstawiając ją na ziemię, a ona lekko uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz.
-Za co?
-Za miłość do ojczyzny.-przybrała poważny wyraz twarzy i poszła przywitać się z moją mamą. Złapałem się na bolący polik i czułem jak robi się czerwony oraz pulsuje. W takim stanie udałem się do kuchni.
-Justin co ci się stało?
-Pokochałem ojczyznę.-wyciągnąłem lód z lodówki.
-Przydałbyś się na coś i pomógł gotować, ale nie ty umiesz tylko użalać się nad sobą- mruknąłem coś pod nosem i zacząłem zanosić jedzenie na stół. W końcu wszyscy usiedliśmy. Było nas troje gdyż dziadkowie nie mogli przyjść. Rozmawialiśmy wesoło, przy pięknie udekorowanym stole. W tle leciały wspaniałe kolędy. Lekko już znudzony wypaliłem..
- Kiedy prezenty ? -mama zmroziła mnie wzrokiem
- Minęło jakieś dziesięć minut...
- O dziesięć za dużo.
- Och Justin daj spokój jest miło. Uwielbiam Wigilię, to piękne święto.
- Każdy dostaje prezenty...- dostałem w tył głowy od mamy.
- Piękne jest to, że wszyscy są razem.
- No weź, ale ja chce teeeeraz !
Jednak nie miałem tak dobrze i musiałem wytrzymać ponad godzine. W końcu usiedliśmy w salonie przy choince. Od mamy dostałem nową, piękną gitarę. Ja podarowałem jej pozytywkę która w kółko powtarza " mam najlepszego syna na świecie ! " zawsze robiłem dla niej takie właśnie prezenty, bo było przy nich dużo śmiechu. Vanessa dała jej cudowny naszyjnik, a kiedy ja dostałem od niej prezent łza zakręciła mi się w oku. Wielki album, ze zdjęciami, rachunkami,biletami to kina. Każdy ważniejszy dzień, spędzony wspólnie był zawarty tutaj. Paczuszka po ketchupie z wizyty na Pizzy, bilety z kina a nawet ususzony kwiatek który kiedyś włożyłem jej we włosy. Było tam także zdjęcie z MTV, oraz jak jestem z nią "u Grace " Dostałem także misia, w zielonym sweterku na którym widniał napis " Prawdziwej przyjaźni nic nie zniszczy " przyszła pora na mój prezent dla niej. Otworzyła pudełko powoli wyciągając piękną, żółtą sukienkę z dopasowanymi butami.

Ową suknie nabyłem na naszych wspólnych zakupach, pamiętając jak świeciły jej się oczy. Przytuliła mnie i pocałowała w policzek
- Przecież ona była taka droga !
- Miłość nie ma ceny... Przyjacielska w sensie
Pattie zaśmiała się. Nie pomagała, właśnie prawie wyznałem Nessie miłość, cholera. Poszedłem się przewietrzyć na ganek
Oczami Vanessy
Wybiła 21, razem z Pattie zostałyśmy same w kuchni, przez dłuższy czas szczerzyła się do mnie z niewyjaśnionych powodów.
- Co się stało ? -zapytałam
- Widać, że cię kocha - zachłysnęłam się powietrzem
- Z czego to wywnioskowałaś ?
- Nie wiem, czy nie zauważyłaś, ale właśnie wyznał ci miłość tylko starał się to zatuszować. Ciągle patrzy na ciebie świecąc oczami, w sumie to ty na niego też. Kiedy prawi ci komplementy cała płoniesz, pasujecie do siebie dwa elementy układanki.
- Wątpię, nawet jeśli mi się podoba, on czuje do mnie... najwyżej zauroczenie - wzruszyłam ramionami, ze smutkiem. Pattie chciała coś powiedzieć, lecz z powodu awarii zlewu zimna woda ochlapała jej sukienkę. Dobrze idź poszukać Jussa ja się przebiorę. Siedzieliśmy w pokoju Justina i dokładnie oglądaliśmy album ode mnie.
- Jesteś niesamowita, ja bym nigdy nie wpadł na coś tak kreatywnego.
-Dziękuję
- A tak swoją drogą chciałem zobaczyć cię w twojej nowej sukience.
- Wedle życzenia - zaśmiałam ochoczo wchodząc do toalety z kreacją w ręce. Leżała na mnie cudownie.  Ubrałam nie ukrywam niewygodne buty i wyszłam. Okręciłam się wokół własnej osi.
-Wow-tylko tyle  z siebie wydusił
-Ymm..dziękuję?-zaśmiałam się
-Wyglądasz cudownie.-dodał
-Za jakie grzechy?-ściągnęłam buty
-Aż takie niewygodne.-podałam mu
-Przymierz. No śmiało...-Justin zaczął zakłada szpilki.-Żartowałam mężu.-wyrwałam mu buty.
-A właśnie czemu mężem....?
-Cat powiedziała cytuję " Na swoim blogu BelieberkiSąMega.com umieściłam o was notatkę, no i może wspomniałam kilku osobom, że moja siostra jest narzeczoną Biebera."
-Boże ja na serio się jej boję....
-Oj nie przesadzaj jest tylko dosyć..-szukałam słowa-szaloną dziewczyną.
-Weszła kanałami do mojego pokoju Hotelowego i ukradła mi czapkę wiedziała jaki mam kolor majtek!-nie mogłam wytrzymać z jego tonu i powagi. -Śmieszy cię to?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-przytulił mnie od tyłu kiedy jego ręce dotknęły mojego brzucha zaczął drgać. Oparł brodę na moim ramieniu.
-Zawsze kiedy spojrzysz w gwiazdy pamiętaj o tym, że jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu.

sobota, 30 maja 2015

Rozdział dziesiąty. U Grace.

-Ohh... Myślałam, że to ty będziesz dawał mi rady w tych sprawach.-powiedziała z wszechwiedzącym uśmiechem. Usiadłem obok śmiejąc sie jak głupi.- No mów dlaczego nie jesteście razem?
-Nie wiem.-przyznałem.
-Jak to nie wiesz? Co ja mam wiedzieć?-udawała zirytowaną.
-No.. przyjaźnimy się i tak jest dobrze. A poza tym nie wiem czy ona czuje coś do mnie.
-Yhm.. A może dawała ci jakieś znaki?
-Jakie znowu znaki?- uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
-Boże Justin czy ty kiedykolwiek miałeś dziewczynę?
-A ty chłopaka?- droczyłem się.
-Nie, ale oglądam seriale. A poza tym jestem tego bliska.
-Dobra mów o jakie cholerne znaki ci chodzi.-uderzyła mnie w tył głowy. Uśmiechnąłem się do niej słodko.
-Nie przeklinaj!-sepleniła- No wiesz może..patrzyliście sobie głęboko w oczy, byliście bliscy w pocałunku tak jak wczoraj na przykład ,może też się rumienić jak powiesz jej komplement,albo przytula cię sama z siebie na dłużej niż 5 sekund.- zaczęła wymieniać, licząc przy tym na palcach. Zaśmiałem się z jej zaangażowania.
-Może i to się zgadza.- uśmiechnęła się  triumfalnie- Ale co ja mam zrobić jeżeli zniszczę przyjaźń.
-To już należy do ciebie, ja nie mogę pomóc.-westchnąłem. -To co pośpiewasz mi?
-Jasne mam piosenę którą napisałem dla niej.
***
Wygłupialiśmy się przez pół godziny, śpiewając różne jej ulubione kawałki i ganiając się po pokoju. W końcu znów usiedliśmy na łóżku.
-Właśnie to o jakiego chłopaka ci chodziło?-zapytałem uświadamując sobie przekaz jej wcześniejszych słów. Moja mała Nelly ma mieć chłopaka? Na litość przecież ona ledwo podstawówkę zaczęła.
-To... jeszcze nie jest pewne.
-Pamiętaj, że jeśli zrobi ci krzywdę to... lepiej żebyś nie wiedziała
Zaśmiała się
-Jeśli Vanessa sprawi, że będzie ci smutno osobiście się z nią policzę. - wystawiła do mnie język.
- Może zwolnię Kenny'ego i zatrudnię ciebie ?
-Do usług.
***
Oczami Vanessy

Justin poszedł już do domu, a ja do późna pracowałam. Normalnie są to 2-3 godziny teraz będzie to cały dzień, gdyż zastępując Lenę trochę zarobię. Stanęłam przed sporego rozmiaru lokalem  z którego wyszłam sześć godzin później. Chciałabym powiedzieć, że nie czułam stóp, ale je czułam -i w tym problem - bolały. Przeszłam nie całe dziesięć kroków, a ktoś stanął za mną zasłaniając moje pięne oczka. Ups ! Za dużo Justina.
- Kto to ?-zapytałam.
-Piękny,przystojny wpadł ci w oko...
-Hmm... David z 3c ? - zażartowałam a on odsunął się ode mnie z miną obrażonego sześciolatka.
- Wcale nie jest taki przystojny. - wymachiwał rękami w powietrzu a ja się śmiałam, on nadal wymieniał jego wady - i do tego ma pryszcze. - zakończył.
- Człowieku, ja znim nawet nie rozmawiam.
- I niech tak zostanie. - chyba pierwszy raz zrobiło mu się głupio - Znaczy... tego, no... Podwieźć cię do domu ?
- A masz samochód ?
- Nie. - kucnął i pokazał na swoje plecy, dwa razy nie trzeba mi powtrzać, uwielbiam jeździć "na barana " zaczął biec, a ja niemal z niego spadłam. Oboje się śmialiśmy kiedy upadliśmy na śnieg
- Juss jestem cała mokra.
- Ja też. To jest seksowne - znów zarzucił włosami nie mogłam powstrzymać chichotu.
-Zastanawiam się kiedy wydoroślejesz.
-A po co? Dobrze mi tak jak jest. Ja zachowuję się jak kompletny idiota, a ty się śmiejesz.
-Dobra, ale teraz dlatego, że przez ciebie jest mi zimno musisz coś z tym zrobić.-powiedziłam stanowczo.
-Może pójdźiemy na gorące kakao.
Ruszyliśmy przed siebie drogą tylko Justinowi znaną. Nie miałam pojęcia gdzie mnie ciągnie. Mały barek na zupełnym odludziu był w kolorach czerwieni. Drewniany daszek zasłaniał ganek. Z wnętrza słychać było Jezzową muzykę, przekrzywiony napis u Grace świecił wesoło, pod wpływem kolorowych lampeczek. Całość mimo, że skromna prezentowała się bardzo przytulnie. Nie zwracając uwagi na Justina pobiegłam do środka. Za barem stała starsza, krągła sympatycznie uśmiechnięta kobieta. Jej czarne włosy związane były w estetyczny kok, a na twarzy witał przemiły uśmiech. Usłyszałam dźwięk dzwoneczka spodowowany otworzeniem drzwi przez Justina. Chwycił mnie za rękę i podbiegliśmy do kobiety.
-Justin dawno cię u nas nie było skarbie.
-Cześć babciu.
-To twoja babcia?- zapytałam zdezorientowana. Każdy z rodziny Bieber miał czekoladowe oczy, a ona zielno- szare. Dziadków chłopaka od strony matki znałam...
-Nie kochanie po prostu znamy się od dawna. Jestem Grace, ale mów mi Babciu.
-Vanessa.
-Też tu jestem i czuję się zapomniany.-Justin podniósł rękę
-O dzieciaku, który uprzykrza mi zycie przez już pare dobrych lat nie można zapomnieć.
-Aww, dziękuję.-Juss zabawnie machnął ręką.-Poprosimy dwie gorące czekolady.-zignorowałam fakt, że mieliśmy iść na kakao. Napój był wręcz przepyszny.
-Matko czemu wcześniej mnie tu nie zabrałeś?
-Bałem się, że jak zaczniesz pić to nie staczy dla mnie.-suszył zęby jak zawsze.
-Słodko razem wyglądacie.-powiedziała staruszka.
-Nie jestesmy parą.-zawstydziłam się.
-Oj kochana widzę jak nasz urwis na ciebie patrzy długo to nie potrwa.-Justin schował twarz między ramiona.
-Niedoczekanie moje. - powiedziałam śmiejąc się. Grace odeszła puszczajac mi oczko -Ymm...Justin podnieś już głowę.-powiedziałam śmiejąc się
-Nie.
-Czemu?
-Bo stało się coś czego nawet ja się nie spodziewałem.-chwyciłam jego buźkę w dłonie i uniosłam. Moim oczom ukazały się dwie wielkie plamy czerwieni
-Nie wierzę.-wyszeptałam
-Nie śmiej się.-znów schował twarz- Po prostu jest mi gorąco.
-A ja jestem Święty Mikołaj.-zwijałam się ze śmiechu na krześle
-To moja wina, że trafiła w mój czuły punkt?-zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Przybrałam poważny wyraz twarzy.
-Kiepski żart.-zaczęłam się śmiać, a on się przyłączył. Choć to nie wyjaśnia czemu się rumienił.
I dlaczego wydaje mi się, że jego śmiech był sztuczny ?