sobota, 30 maja 2015

Rozdział dziesiąty. U Grace.

-Ohh... Myślałam, że to ty będziesz dawał mi rady w tych sprawach.-powiedziała z wszechwiedzącym uśmiechem. Usiadłem obok śmiejąc sie jak głupi.- No mów dlaczego nie jesteście razem?
-Nie wiem.-przyznałem.
-Jak to nie wiesz? Co ja mam wiedzieć?-udawała zirytowaną.
-No.. przyjaźnimy się i tak jest dobrze. A poza tym nie wiem czy ona czuje coś do mnie.
-Yhm.. A może dawała ci jakieś znaki?
-Jakie znowu znaki?- uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
-Boże Justin czy ty kiedykolwiek miałeś dziewczynę?
-A ty chłopaka?- droczyłem się.
-Nie, ale oglądam seriale. A poza tym jestem tego bliska.
-Dobra mów o jakie cholerne znaki ci chodzi.-uderzyła mnie w tył głowy. Uśmiechnąłem się do niej słodko.
-Nie przeklinaj!-sepleniła- No wiesz może..patrzyliście sobie głęboko w oczy, byliście bliscy w pocałunku tak jak wczoraj na przykład ,może też się rumienić jak powiesz jej komplement,albo przytula cię sama z siebie na dłużej niż 5 sekund.- zaczęła wymieniać, licząc przy tym na palcach. Zaśmiałem się z jej zaangażowania.
-Może i to się zgadza.- uśmiechnęła się  triumfalnie- Ale co ja mam zrobić jeżeli zniszczę przyjaźń.
-To już należy do ciebie, ja nie mogę pomóc.-westchnąłem. -To co pośpiewasz mi?
-Jasne mam piosenę którą napisałem dla niej.
***
Wygłupialiśmy się przez pół godziny, śpiewając różne jej ulubione kawałki i ganiając się po pokoju. W końcu znów usiedliśmy na łóżku.
-Właśnie to o jakiego chłopaka ci chodziło?-zapytałem uświadamując sobie przekaz jej wcześniejszych słów. Moja mała Nelly ma mieć chłopaka? Na litość przecież ona ledwo podstawówkę zaczęła.
-To... jeszcze nie jest pewne.
-Pamiętaj, że jeśli zrobi ci krzywdę to... lepiej żebyś nie wiedziała
Zaśmiała się
-Jeśli Vanessa sprawi, że będzie ci smutno osobiście się z nią policzę. - wystawiła do mnie język.
- Może zwolnię Kenny'ego i zatrudnię ciebie ?
-Do usług.
***
Oczami Vanessy

Justin poszedł już do domu, a ja do późna pracowałam. Normalnie są to 2-3 godziny teraz będzie to cały dzień, gdyż zastępując Lenę trochę zarobię. Stanęłam przed sporego rozmiaru lokalem  z którego wyszłam sześć godzin później. Chciałabym powiedzieć, że nie czułam stóp, ale je czułam -i w tym problem - bolały. Przeszłam nie całe dziesięć kroków, a ktoś stanął za mną zasłaniając moje pięne oczka. Ups ! Za dużo Justina.
- Kto to ?-zapytałam.
-Piękny,przystojny wpadł ci w oko...
-Hmm... David z 3c ? - zażartowałam a on odsunął się ode mnie z miną obrażonego sześciolatka.
- Wcale nie jest taki przystojny. - wymachiwał rękami w powietrzu a ja się śmiałam, on nadal wymieniał jego wady - i do tego ma pryszcze. - zakończył.
- Człowieku, ja znim nawet nie rozmawiam.
- I niech tak zostanie. - chyba pierwszy raz zrobiło mu się głupio - Znaczy... tego, no... Podwieźć cię do domu ?
- A masz samochód ?
- Nie. - kucnął i pokazał na swoje plecy, dwa razy nie trzeba mi powtrzać, uwielbiam jeździć "na barana " zaczął biec, a ja niemal z niego spadłam. Oboje się śmialiśmy kiedy upadliśmy na śnieg
- Juss jestem cała mokra.
- Ja też. To jest seksowne - znów zarzucił włosami nie mogłam powstrzymać chichotu.
-Zastanawiam się kiedy wydoroślejesz.
-A po co? Dobrze mi tak jak jest. Ja zachowuję się jak kompletny idiota, a ty się śmiejesz.
-Dobra, ale teraz dlatego, że przez ciebie jest mi zimno musisz coś z tym zrobić.-powiedziłam stanowczo.
-Może pójdźiemy na gorące kakao.
Ruszyliśmy przed siebie drogą tylko Justinowi znaną. Nie miałam pojęcia gdzie mnie ciągnie. Mały barek na zupełnym odludziu był w kolorach czerwieni. Drewniany daszek zasłaniał ganek. Z wnętrza słychać było Jezzową muzykę, przekrzywiony napis u Grace świecił wesoło, pod wpływem kolorowych lampeczek. Całość mimo, że skromna prezentowała się bardzo przytulnie. Nie zwracając uwagi na Justina pobiegłam do środka. Za barem stała starsza, krągła sympatycznie uśmiechnięta kobieta. Jej czarne włosy związane były w estetyczny kok, a na twarzy witał przemiły uśmiech. Usłyszałam dźwięk dzwoneczka spodowowany otworzeniem drzwi przez Justina. Chwycił mnie za rękę i podbiegliśmy do kobiety.
-Justin dawno cię u nas nie było skarbie.
-Cześć babciu.
-To twoja babcia?- zapytałam zdezorientowana. Każdy z rodziny Bieber miał czekoladowe oczy, a ona zielno- szare. Dziadków chłopaka od strony matki znałam...
-Nie kochanie po prostu znamy się od dawna. Jestem Grace, ale mów mi Babciu.
-Vanessa.
-Też tu jestem i czuję się zapomniany.-Justin podniósł rękę
-O dzieciaku, który uprzykrza mi zycie przez już pare dobrych lat nie można zapomnieć.
-Aww, dziękuję.-Juss zabawnie machnął ręką.-Poprosimy dwie gorące czekolady.-zignorowałam fakt, że mieliśmy iść na kakao. Napój był wręcz przepyszny.
-Matko czemu wcześniej mnie tu nie zabrałeś?
-Bałem się, że jak zaczniesz pić to nie staczy dla mnie.-suszył zęby jak zawsze.
-Słodko razem wyglądacie.-powiedziała staruszka.
-Nie jestesmy parą.-zawstydziłam się.
-Oj kochana widzę jak nasz urwis na ciebie patrzy długo to nie potrwa.-Justin schował twarz między ramiona.
-Niedoczekanie moje. - powiedziałam śmiejąc się. Grace odeszła puszczajac mi oczko -Ymm...Justin podnieś już głowę.-powiedziałam śmiejąc się
-Nie.
-Czemu?
-Bo stało się coś czego nawet ja się nie spodziewałem.-chwyciłam jego buźkę w dłonie i uniosłam. Moim oczom ukazały się dwie wielkie plamy czerwieni
-Nie wierzę.-wyszeptałam
-Nie śmiej się.-znów schował twarz- Po prostu jest mi gorąco.
-A ja jestem Święty Mikołaj.-zwijałam się ze śmiechu na krześle
-To moja wina, że trafiła w mój czuły punkt?-zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Przybrałam poważny wyraz twarzy.
-Kiepski żart.-zaczęłam się śmiać, a on się przyłączył. Choć to nie wyjaśnia czemu się rumienił.
I dlaczego wydaje mi się, że jego śmiech był sztuczny ?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz