środa, 6 maja 2015

Rozdział siódmy. Ju...Ju-stin Bieber!

-Bieber i Castion do dyrektora!-wrzasnęła ropucha. Nadal się śmiejąc ruszyliśmy w stronę gabinetu.
-Jeszcze nigdy tam nie byłam.-powiedziałam cicho, między atakami chichotu.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz.-uderzył mnie przyjacielsko w ramie. Przekroczyliśmy próg gabinetu. Czarnoskóry dyrektor, ubrany w czarny garnitur uśmiechnął się jak to miał w zwyczaju.
-Co was tu sprowadza?- zapytał stukając długopisem o ciemny notatnik.
Oczami Justina
-Ropucha...Znaczy pani od biologi nas tu przysłała, bo się śmialiśmy.
-A można wiedzieć co było takie śmieszne?-spojrzałem na przyjaciółkę.
-Miałem nadzieję ,że pan nam powie- odparłem.
-Przecież śmiech to jeszcze nie zbrodnia...
-Ale głośny może przeszkadzać nauczycielce w prowadzeniu lekcji. Taka jest profesor Smith.- wzdrygnął się.- przerażająca kobieta... Ze względu na to, że widzę was tu pierwszy raz, znaczy pannę Vanessę...Odpuszczę wam wracajcie na lekcję. I uspokójcie się na litość boską!
***
Zaproponowałem Nessie ,że ją odprowadzę. Zgodziła się chętnie.Minęły zaledwie dwa tygodnie a bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Patrzyłem na jej rude włosy powiewające na wietrze jak peleryna. W końcu dziewczyna przerwała ciszę.
-Justin?
-Hmm..?- wyrwała mnie z zamyślenia.
-Nie to głupie...
-Głupie jest to, że mi nie chcesz powiedzieć.
-Bo chcę iść na zakupy.-powiedziała na jednym wydechu.
-Nie widzę problemu.-zaśmiałem się.
-To nie jest śmieszne. Nie pamiętam kiedy byłam na zakupach nie znam się.-spuściła głowę.-Pomożesz mi?-ucieszyłem się, bo to kolejny pretekst by się z nią spotkać.
-Jasne.-uśmiechnąłem się, a ona niespodziewanie mnie przytuliła. Najpierw podniosłem ręce do góry w zaskoczeniu, ale potem położyłem je na jej plecach.
-Dziękuję.
***
Poszliśmy do niej do domu dyskretnie się przemykając. Była to ogromna willa trzymana w chłodnych stonowanych kolorach. Weszliśmy do jej pokoju. Przestraszyłem się trochę gdyż nie był on pusty. Na łóżku siedziała drobna na oko w nie wiele młodsza blondynka. Miała błękitne oczy i nie mal białe, jakby tlenione włosy.
-Ju..Ju-stin Bieber!- rzuciła się na mnie, zamykając w uścisku.

Oczami Vanessy

Moja młodsza "siostra" jak ją nazywałam, była bardzo podekscytowana. Zanim się obejrzałam jej nowy Iphone poszedł w ruch robiąc milion milion zdjęć na minutę. Gdy znów pisnęła zamknęłam jej usta ręką słysząc znienawidzony przeze mnie głos ciotki dobiegający z parteru.
- Cat, wszystko w porządku ?
- Tak mamuś ! - odkrzyknęła.
- Cat uspokój się !
- A ty byłabyś spokojna gdybyś zobaczyła Michaela Jacksona na ulicy ? - prychnęłam wściekle. Dobrze wiedziała, że mój idol niestety dawno od nas odszedł. Nieproszenie odezwał się Justin wciąż przytulany przez Catrin.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale nie mogę oddychać...
- Cicho bądź! - odpowiedziałyśmy jednocześnie, nadal się kłócąc.
- Mam prawo go dotykać!- zaprotestowała.
- Tak, ale JA mogę go przytulać!  - założyłam ręce na pierś.
- Od kiedy jesteś Belieber ?
- Nie jestem. Bieber wychodzimy ! - chwyciłam portfel i nie patrząc w ich stronę wyszłam wiedząc, że pójdzie za mną.
- Wpadaj do nas częściej.- dobiegł mnie głos mojej kuzynki.
- Jasne jak jej tu nie będzie...- odkrzyknęłam a ona zaczęła się śmiać. Taka już jest dziecinna do bólu. Za to ją kocham. Moja Cat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz