Dwa dni temu postanowiłam coś sobie i zamierzam to dzisiaj spełnić. Poszukam pracy. Wydaję się, że kelnerka w okolicznym barze to dobry pomysł. Będzie dość dobrze płatna, bo jest to bar dla nastolatków, z liceum i gimnazjum które znajduję się praktycznie za rogiem. Wielkie pomieszczenia zalewa tłum młodych osób. Gadają o dzisiejszych meczach, o tym co się działo między super przystojnym Tomkiem a tą wywłoką Ulką i o innych rzeczach które nie mają większego sensu. Praca wysoce męcząca, ale jednak dobrze płatna. Uwierzcie to nie jest tylko chodzenie od stolika do stolika jest męką. Ubrałam swoje najlepsze ciuchy.Włosy rozpuściłam mimo, że zwykle nosiłam je w luźnym warkoczu. Zrobiłam standardowy makijaż i wyszłam z domu. Po chwili byłam już w barze na górnym piętrze, w którym przyjmowano kandydatów na dane stanowisko. Kelnerek nie było dużo, co dawało mi większe szanse- Jupi. Kiedy nadeszła chwila mojej zguby weszłam do eleganckiego pomieszczenia.
Niski okrągły człowiek, uderzająco przypominający pomarańcze przechadzał się po pokoju. Krawat miał zaciśnięty ciasno wokół szyi, chyba uniemożliwiając mu oddychanie gdyż był czerwony na twarzy. Przez chwile zdawało mi się, że wcale nie oddycha.
- Proszę pana może pan rozluźni krawat ? - powiedziałam niepewnie on westchnął i zrobił to co zasugerowałam.
- Złote dziecko. Zawsze miałem problem z wiązaniem...
Po dwudziestu minutach przyjemnej rozmowy wyszło na to, że będę tu pracować w poniedziałki i środy po dwie godziny co da mi zarobek około 200 złotych tygodniowo na polskie pieniądze przeliczając. Przypominam, że z pochodzenia jestem Warszawianką. Gregore mój szef stwierdzili, że powodzenie sprzedaży dzięki mnie zwiększy się po pięćdziesiąt procent. Ja jednak nie słyszałam dalszej części jego przemowy, pogrążyłam się w euforii. 200 ZŁOTYCH TYGODNIOWO ! Tyle nie uzbierałam przez ostatnie dwa lata mojego życia. Wyszłam z baru uśmiechnięta z tą samą miną następnego przyszłam do pracy.
Mój zawód był wyjątkowo męczący. Codziennie chodzenie w tą i z powrotem przez okrągłe dwie godziny wyczerpywało. Dzisiaj już po raz setny roznosiłam dumę naszego baru ciasto z kremem kokosowym do poszczególnych stolików. Za to na widok Coli, robiło mi się już niedobrze. Westchnęłam z ulgą mając dziesięciominutową przerwę. Usiadłam na zapleczu w zbyt skąpej spódniczce i bluzce z zdecydowanie za dużym dekoltem. Był to jednak mój strój do pracy który nosiła każda z nas. Postanowiłam wyjść przed bar i odetchnąć świeżym powietrzem. Moje obcasy stukały o podłogę, nie czułam już stóp. Kiedy szłam między stolikami ktoś szarpnął mnie brutalnie za nadgarstek i wylądowałam na jego kolanach. Do moich nozdrzy doszedł okropny zapach alkoholu, co było dziwne gdyż w barze dla nastolatków nie był on sprzedawany. A obleśny facet na pewno nie był nastolatkiem. Zaczęłam się szarpać, nie dałam mu rady.
- Nie wierć się tak. - wybełkotał, zaczął wsuwać rękę pod moją koszulkę a ja otępiała ze strachu nie mogłam się uwolnić. Nikt z otaczających mnie ludzi nie zareagował. Udawali, że nie widzą. Nareszcie poczułam jak ktoś odciąga mnie od pijaka. Zobaczyłam jak Justin zaczyna okładać go pięściami. Kurde, po raz kolejny ratuje mi życie. Zbieg okoliczności ? Nie sądzę. Napastnik odrzucił Justina i pobiegł do wyjścia, a ja czmychnęłam na zaplecze wkładając na koszulkę rozciągnięty, sprany sweterek. Trzęsłam się ze strachu, jednak od czasu próby odebrania sobie życia, łzy przychodziły mi z trudnością. Z resztą nie jestem typem zbyt wrażliwej beksy. Justin wszedł do pomieszczenia, zaczął coś mówić jednak ja rzuciłam się mu na szyję szukając ciepła. Znalazłam.
- Jesteś lodowata.
- Już mi ciepło...
Od tamtej pory ja i Bieber zaprzyjaźniliśmy się. Nie był taki zły.Chyba go polubiłam. A najgorsze było to, że gdy chwilę dłużej nasze spojrzenia się krzyżowały ja znów czułam te cholerne motylki.Tak było i teraz na lekcji matematyki.
- Justin przestań.
- Co ? -zapytał zdezorientowany.
- Przestań się tak patrzeć.
- Nie mogę się patrzeć na swoją piękną przyjaciółkę ?- rozejrzałam się po klasie, dopiero po chwili rozumiejąc, że chodziło mu o mnie. - Tak chodzi o ciebie, głuptasie.
Usłyszałam prychnięcie za plecami które należało do mojej " uroczej koleżanki " Becky Skylyn.
- Och jakie romantyczne - wyśmiewała się.
Justin wziął rurkę i dmuchnął jej prosto w czoło kulką papieru, brudną od tuszu z długopisu. Została po nim granatowa plama.
- Becky bal przebierańców już za nami.-zaśmiał się ktoś z boku. Zbulwersowana ignorując uwagi nauczycielki wstała i udała się do toalety.
-Tak, to na czym skończyliśmy?-udawał, że się gorączkowo zastanawia.
-Na tym, że jesteś piękna.-poczułam jak krew napływa mi do policzków, a motylki chcą uciec z mojego żołądka.
-Na wzrok ci się rzuciło.-schowałam głowę w rękach.
-I tak wiem, że się rumienisz.-wyszeptał mi do ucha. Czemu?! Czemu on mnie tak dobrze zna?
-Zamknij się gwiazdorku.-odparłam zażenowana. Jego reakcja śmiech. Ja też zaczęłam się śmiać. Nie mogliśmy się opanować.
-Bieber i Castion do dyrektora!-wrzasnęła ropucha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz