poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział drugi. Ostatnie cięcie przez, które przestało bić jej serce.

Po całym dniu lekcji została już tylko plastyka. Okazało się, że Justin chodzi ze mną tylko na biologię, matematykę, plastykę i muzykę - co ja gadam to o CZTERY przedmioty za dużo. A co było najśmieszniejsze ? Na każdą lekcję się spóźniał i siadał obok mnie. Czasem miałam ochotę trzasnąć go podręcznikiem w tą bezcenną fryzurę, ale dzielnie się powstrzymywałam. Szkoda książki. Jak zawsze się spóźnił i usiadł obok mnie, załamana upadłam na krzesło widząc moją reakcję jego śnieżnobiałe ( dam głowę, że wybielane ) zęby ukryły się w smutnym wyrazie twarzy. Czego on się spodziewał, że będę mu wisieć na szyi i całować ? Swoją drogą plastyka to najgorsza lekcja jaka może być. Jest mało przedmiotów bez podręczników, które lubię. Chociaż muzykę ubóstwiam. W pewnym momencie nasze spojrzenia skrzyżowały się, ale szybko odwróciłam je w stronę okna. Czas dłużył się niemiłosiernie a ja ciągle wpatrywałam się w to jedno, smukłe drzewo.
- Panno Castion, co takiego interesującego widzi pani w tym oknie ?-zapytał nauczyciel.
- Nic. Tylko zastanawiam się czy nie wyskoczyć. - kiedy zorientowałam się co powiedziałam szybko zakryłam usta dłonią. Klasa wybuchła śmiechem. Długo się nie uspokoili, ale moje myśli znów dosięgły Justina i naszych spojrzeń.
Bo te motylki w brzuchu, oznaczały obrzydzenie, prawda ?
***
Wychodziłam już z klasy gdyż była to ostatnia lekcja, mój wzrok dosięgnął Justina wesoło rozmawiającego z Chrisem i Ryanem, coś ukuło mnie w serce. Czy możliwe, że on mi się podoba. Nie, jeszcze nigdy nie byłam nawet zauroczona. Pewnie nawdychałam się za dużo oparów na chemii. Gdy przechodziłam obok nich, złośliwy Ryan rzucił komentarz.
- Nasza ruda śmieciara idzie ! - Justin spojrzał na niego zdziwiony, a ja pobiegłam wypuszczając z moich oczu słone łzy. Mieli rację ciuchy były z lumpeksu. Biegłam długo, nie zwracając uwagi na bolące nogi, i kłucie w boku. Niewiele widziałam ponieważ moje oczy zaszły łzami. Kiedy stanęłam z wycieńczenia, usiadłam pod starym dębem. Rozejrzałam się dookoła, nie miałam pojęcia gdzie jestem, ale teraz się tym nie przejmowałam. Dałam ujście emocją. Wyciągnęłam temperówkę i chwilę rozkręciłam ją za pomocą wsuwki. Chwyciłam niewielką żyletkę. Przez chwilę zastanawiałam się czy to, aby dobry pomysł. Mama nie mała racji. Niektórzy po prostu są skazani na cierpienie. Przybliżyłam ,żyletkę.
-Pierwsze za to ,że jestem taka słaba.
-Drugie za to ,że byłam taka naiwna.
-Trzecie za to ,że nie dałam rady.
-Czwarte za to ,że upadłam i nie dałam rady się podnieść.
-Piąte za to ,że..
"Piąte cięcie to było jej ostatnie cięcie. Bez rymu i intencji...Cięcie przez które przestało bić jej serce."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz