sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział pierwszy. Czy on ma Ebolę?!

Nazywam się Vanessa Castion mam 16 lat. Wiem, że zabrzmi to banalnie ,ale moje życie do tej pory nie wyglądało jak z bajki. Nie należę do najbogatszych ludzi, prawdę mówiąc jestem biedna. Broń Boże nie wińcie za to moich rodziców,starali się być jak najlepsi. Jednak z ich wykształceniem to dosyć trudne. Było bowiem zakończone w ósmej klasie.  Może nie mam markowych ciuchów, ani masy przyjaciół, teraz już nawet szczęścia,ale mam...No właśnie tak naprawdę nic. Pół roku temu w wypadku drogowym zginęli moi ukochani rodzice. Autobus ,którym jechali do pracy, wpadł na tir, który właśnie wyjechał zza zakrętu. Od tamtej pory chodzę pieszo. Po ich śmierci i pogrzebie wyprowadziłam się do Stratford. Mieszkam z moją "najlepszą" ciocią i jej córką-czujecie ten sarkazm? Catrin to moja kuzynka, w porównaniu do ciotki jest anielicą. W zamian za to, że tam mieszkam muszę sprzątać i gotować. Mało tego kiedy przyjdzie ktoś ważny mam ubierać śmieszny fartuszek i chodzić z tacką, udając kelnerkę - strasznie upokarzające.
Z natury jestem nieśmiała i skryta w sobie. Nie mam wielu przyjaciół, tak naprawdę nie mam nikogo. Nikt mi nie mówi "cześć " a jeśli już ktoś się do mnie odzywa, to prosi o spisanie zadania domowego. Po prostu nie mając nic do roboty, pogrążam się w nauce. Więc można mnie nazwać kujonem. Gdy idę przez korytarz moje ciało wręcz wyczuwa jak ktoś śmieje się ze mnie i plotkuje na mój temat. Mają do tego dużo argumentów :
-Ciuchy jak ze śmietnika
- Brzydka, koścista
- Nieśmiała, cicha
- Samotna
- RUDA
Tak z powodu ostatniego ubliżają mi najbardziej. Ale co ja mogę zrobić?! Taka się urodziłam, i taka już będę ( no chyba, że zainwestuję we fryzjera ) Nie będę już was zanudzać swoją osobą wkręćmy się w wir codzienności...
***
Jak zawsze wstałam zmęczona i niewyspana z łóżka. Ja się pytam "czemu " ?! Codziennie śpię dziesięć godzin a i tak budzę się jak struta. Położyłam swoje różowe papucie na podłogę senna i zirytowana życiem poszłam do toalety. Przeżyłam swoją codzienną rutynę praktycznie na ślepo, gdyż ja śpię stojąc. Przez domofon w mojej ścianie usłyszałam jej nieznośny głos, urodziwy jak u żaby
- Vanessa pora zrobić śniadanie ! - wydarła się ciotka owe urządzenie było po to bym mogła być na każde zawołanie.
- Dobrze ciociu... - kiedy już odeszła dodałam.- ty nieznośna stara krowo
***
I znowu biegłam do szkoły ( godzina 8.35 ) by zdążyć na lekcje. Oczywiście pierwsza była moja "ukochana " biologia z ropuchą. Tak, to jedyny przedmiot którego nie lubię. Zza deszczowych chmur wychodziło już słońce, mimo ,że wcześniej lało jak z cebra. Usłyszałam charakterystyczny pisk opon i obróciłam głowę w lewo. Czarnym ,luksusowym samochodem jechali Chris i Ryan-typowe Bad boye. To oni upokarzają mnie najczęściej. Nienawidzą mnie od pierwszego dnia w tej budzie. Czasem zastanawiam się dlaczego los ukarał akurat mnie. Kiedy mam wrażenie ,że już nie dam rady, przypominam sobie słowa mamy "Po burzy i tak zawsze wyjdzie słońce". Wracając do teraźniejszej chwili ,bo jak zwykle straciłam wątek. Chłopacy umyślnie ochlapali mnie brudną wodą z kałuży.-Cholera - wymamrotałam. Nie mogę się teraz przejmować swoim wyglądem, bo ta żmija mnie udusi. Założyłam więc płaszcz, który wcześniej trzymałam w rękach, szczelnie się nim owijając. Puściłam się biegiem ku szkole.
***
Lekcja była straszna. Ta wiedźma wstawiła mi spóźnienie,a na dodatek kazała mi zdjąć kurtkę, bo uważała, że to nie odpowiedni strój. Efekt-głośny śmiech i komentarze oraz łzy w moich oczach. W końcu katusze minęły.

Usiadłam w kącie klasy na mojej ukochanej matematyce.
 Dowiedzieliśmy się, że do naszej klasy ma dołączyć ktoś nowy. Od razu przed oczami pojawił mi się Michael Jackson, w wytartych tenisówkach i szarym plecaku. Po chwili jednak zorientowałam się, że to nie możliwe. Jak na zawołanie do klasy wszedł chłopak. Ale nie był to zwykły chłopak, tylko wyjątkowo wkurwiający, zakochany w sobie gwiazdorek Justin Bieber. Wszystkie dziewczyny wytrzeszczyły oczy i zaczęły piszczeć i szeptać po sobie. W kącie klasy Ariana zakryła twarz dłońmi, zapewne zalewając się łzami. Ku mojemu zdziwieniu Justin wyglądał na zażenowanego tą sytuacją. Ariana wybiegła z klasy, omijając chłopaka. W sumie Aria to jedyne osoba która mnie nie wyśmiewa, ani nie patrzy na mnie krzywo. Znudzona tą sytuacją położyłam się na ławce, krzyżując ręce. Jak na złość jedyne wolne miejsce było obok mnie. Odsunęłam się od niego z miną, jakby co najmniej był zarażony Ebolą. Cholera, za jakie grzechy ?
-Cześć. - uśmiechnął się. - Jak masz na imię?
- Lepiej będzie dla ciebie, jak nie zrujnujesz swojej reputacji i nie będziesz się do mnie odzywał. - nie wiem skąd wzięło się we mnie tyle odwagi po prostu chciałam uniknąć rozmowy z nim. Po chwili zorientowałam się, że właśnie zignorowałam bożyszcz nastolatek. Chyba zrozumiał co miałam na myśli spuścił smutno oczy i spojrzał na swoje ręce.
Moje życie robi się coraz ciekawsze. Jeszcze trochę i spoliczkuję całe One Direction...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz