wtorek, 15 września 2015

Rozdział szesnasty. Pani Laura.

Dom Laury był mi znany z każdego możliwego zakątka. Typowo babcine tapety na ścianach z motywem kwiatów. zapach pierniczków, które zawsze tak kochałam. Sama sobą kobieta dodawała tutaj wyjątkowej atmosfery, której nie potrafię opisać słowami. Justin czuł się chyba nieco skrępowany niczego nie rozumiejąc z naszej rozmowy.
-A ten twój chłopak to taki cichociemny?- zapytała spoglądając na mnie spod swoich okularów-połówek. Zachichotałam.
-Kochana pani Lauro, to jest światowej sławy gwiazda, która mówi po Angielsku.
-Nie kojarzę...
-Justin Bieber. Kanadyjczyk.
-Bie-ber? Moja wnuczka wciąż o nim nawija. Jakby świata poza nim nie widziała.
-Van, czy wy mówicie o mnie?- zapytał Justin w swoim języku.
-Wnuczka Laury cię uwielbia.- powiedziałam krótko i wróciłam do rozmowy z Laurą. Zdążyłam już opowiedzieć jej wszystko. Włącznie ze szczegółami z Justinem. Strasznie śmiała się z naszego niedoszłego pocałunku na śniegu.
-Co takiego te...pape-ra...paperazzi?
-Paparazzi? Banda wrednych ludzi, bez życia prywatnego, którzy szpiegują go o każdej porze dnia. W sumie dziwię się, że jeszcze ich tu nie ma.- zajrzałam za okno lecz nikogo tam nie było. Westchnęłam uradowana nie mając ochoty na konfrontację z nimi. Ostatnio było dziwnie cicho. Miałam wrażenie, że to się niedługo zmieni.

***

-To co to takiego te... pierogi ru-ru skie?-zachichotałam kiedy słyszałam jego łamiący się język.
-Nasze popisowe danie krajowe.-w sumie nie mogłam mu nic zarzucić, w końcu polski to najtrudniejszy język świata...
-Daleko jeszcze?
-Oh.. zapomniałam ze wszędzie wozisz dupę swoimi samochodami!-wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Ej! Bez takich mi tutaj!- oburzył się niczym małe dziecko w przedszkolu.
-Może spotkasz jakieś Beliebers.- jak na zawołanie zza rogu napadło nas grono fanek. Jego oczy powiększyły się z przerażania.
-Uciekamy prosto, potem w prawo i chowamy się za stadion...
-Justin, to Polska. One są wychowane, szybkie i sprytne.
-To on?
-Głupia jesteś, co JB ma robić w Polsce?- usłyszałam głosy za plecami.
-Dziewczyny chcecie autograf?
-Co powiedzia...- dziewczyny nagle go otoczyły, niektóre przecierały sobie oczy zastanawiając się czy to nie sen.
-Zapytasz się go, czy m-może..my się przytulić?- zapytała roztrzęsiona blondynka.
-Justin, pytają się o przytulenie.- uśmiechnął się, spoglądając blondynkę w oczy. Podszedł do niej i objął ją ramionami po czym pocałował czule w policzek.
-Jesteś śliczna.- w tym momencie nastolatka rozpłakała się na dobre, szepcząc wciąż "i love" "thank you" podobnie reagowały następne dziewczyny, niektóre mówiły mu coś na ucho, inne brały dodatkowo autografy dla swoich przyjaciółek, koleżanek. Oczywiście nie zapomniały o zdjęciu dla dowodu. Podziękowały jeszcze raz i przeprosiły za zabrany czas. Kiedy już trochę ochłonęły, język angielski wrócił im do pamięci.
-Matko jakie dobre!- mówił z pełną buzią.
-Tak strasznie mi tego brakowało w kanadzie..-Justin spojrzał na mnie smutny.
-Czy kiedy będziesz pełnoletnia wrócisz do polski?-wzruszył ramionami na prawdę niepewna. Z jednej strony tęsknie z polską jak tylko się da, ale z drugiej.. nie wiem czy jestem w stanie zostawić Justina. Strasznie się do niego przywiązałam i nie byłabym na siłach go zostawić. Nawet na wyjazd na trzy dni pojechaliśmy razem.
-Byłabyś w stanie mnie zostawić.
-Nie.- opowiedziałam bez zastanowienia.
-Pojadę z tobą. Szlag mnie trafi na polskich drogach, ale damy radę. Tylko nie mieszkamy na osiedlu. A jeśli już to na takim z windą. Nie pokarzę naszych dzieci tymi cholernymi schodami... W sensie twoich dzieci.
-Wmawiaj sobie, że o to ci chodziło.- zażartowałam. Jednak on z niewyjaśnionych przyczyn zrobił się czerwony jak burak.
-Można drugą porcję?- zmienił temat. Pokiwałam z uśmiechem głową. Nigdy nie zapomnę jego miny gdy dowiedział się, że samemu trzeba podejść do lady by złożyć zamówienie,  był przyzwyczajony do kelnerek.
-No to co pani Castion, to nasza pierwsza randka?
-A jak byś chciał to nazwać?
-Tak właściwie to jakby nasze wesele, bo na naszym też będą pierogi.- zakrztusiłam się pitą przeze mnie Colą. Nie oceniajcie mnie zawsze ją do nich piję.
Czas leciał bardzo szybko, nogi bolały po całodziennym zwiedzaniu. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie okręca po czym zakrywa dłońmi oczy. Ku mojemu zdziwieniu nie był to Justin. 
-Zgadnij kto bitch?
-BITCH?!- zdenerwował się Justin. 
-Dawid?- krzyknęłam szczęśliwa rzucając się mu na szyję. Był on moim przyjacielem z dawnych lat.
-Mam zwidy, czy to Justin Bieber do mnie mówi?- zapytał się na ucho. Roześmiałam się. 
-Tak. To Justin Bieber. 
-O my goshh... Nie wierzę!- rzucił się na niego jak na mięso, Juss roześmiał się i odwzajemnił uścisk. 
-Miło cię poznać...David?
-Wow. Rzeczywiście pachniesz sexy.- rzekł po angielsku.
-Jest gejem.- wymruczałam. Oczy Biebsa powiększyły się do wielkości pieciozłotówek.- Dawid...DAWID! Puść go już!
-Oh, mój błąd. Nie mogłem uwierzyć, że na tych zdjęciach w MTV to byłaś ty. Ale jednak się nie pomyliłem, te włosy, twarz...Z resztą wszyscy znają twoje nazwisko. Wiem, że byłaś w Stratford, ale kurde mieć takie szczęście...
-Tak w sumie...O to Justin Bieber mój najlepszy przyjaciel.
-Koniecznie musimy się niedługo umówić na plotki przy lodach...Kurwa, cofam zachowuję się coraz bardziej kobieco. Umówić się na...konwersacje przy naleśnikach?- roześmiałam się. 
-Coś ci to nie wychodzi. Ale poplotkować mogę...przy lodach! 
-Van czy ty pamiętasz, że ja tu jestem?- usłyszałam głos Justina.
-Jak mam zapomnieć kiedy on rozmawia ze mną a ślini się na ciebie.- nagle telefon Davida zadzwonił.
-Halo? Cześć mamo? Co chcesz?... Ziemniaki? Gdzie ja ci o tej porze znajdę otwarty sklep?! Ugh durna baba...nie, nie to nie do ciebie...Dobra idę... Mam zapieprzać do całodobowego?...Tak, tak, wiem, że miałem nie przeklinać. No, cześć... Okej muszę lecieć, matce się zachciało sałatki ziemniaczanej. Baba w ciąży.- przytulił mnie na pożegnanie a Justina pocałował w policzek po czym odszedł.
-Polubiłem ten kraj w sumie... Ale mogliby zainwestować w windy.
-Ty ciągle o tym. Idziemy do...domu?
-Tak...Jutro rano lot do Starford. Ominęła nas biologia jeśli to cię pocieszy.
-Masz rację. Pomogło.

justin bieber animated GIF

sobota, 5 września 2015

Rozdział piętnasty. Welcome to Poland.

Oczami Justina.

Czy ona zdaje sobie sprawę ze nie mogę zasnąć bez przytulenia jej choćby raz jednego dnia?
-Będę wyglądał jak zombie...-powiedziałem do siebie.
-Ja też. Zmiany atmosfery szkodzą moim włosom. Muszę odwiedzić grób rodziców, dawną sąsiadkę. Może ostatni raz zobaczę swoje mieszkanie. Nie będę tam często przyjeżdżać, to zbyt wielki wydatek. Czuję taką potrzebę...-posmutniała.
-Polecę z tobą!- oznajmiłem, wyciągając telefon. Wybrałem numer, do pilota mojego prywatnego samolotu (szpan)
-Juss, nie!
-Za późno już zamówiłem nam lot.- pochyliłem się, unikając nadlatującej poduszki.
-Dziękuję.
***
Oczami Vanessy
(Warszawa, przed dawnym domem Vanessy)
Justin zaklął cicho, wyciągając nogę z dziury w asfalcie.
-Zalety Polskich dróg.- oznajmiłam klepiąc go po ramieniu. Nadal nie odrywałam wzroku od wielkiego blokowiska. Ujął delikatnie moją dłoń po czym weszliśmy do środka. Juss wydał się zdezorientowany, kiedy jego wzrok nie natrafił na windę.
-Przypomnij, które to piętro?
-Ósme.- spojrzał na walizki.
-TY je niesiesz!- zarządziłam, wchodząc już po schodach.
Z góry słyszałam jego jęki. Zajęło nam to około dziesięciu minut. Stanęłam przed czarnymi dębowymi drzwiami. Mimo, że nie mieliśmy dużo pieniędzy, w naszym domu zawsze było przytulnie. Delikatnie wsunęłam dłoń do kieszeni, drżącą ręką wyjmując złoty kluczyk. Miejsce, które kiedyś nazywałam swoim domem teraz było zupełnie obce. Szarpnęłam srebrną klamkę, przekraczając próg. Gdy tylko weszłam, moim oczom ukazał się obraz koszyka owoców. Łzy zapiekły moje oczy, pokierowałam się do "swojego" pokoju. Nieśmiało wsunęłam do niego głowę. Wyglądał tak samo, różowe łóżko, lawendowe ściany i jasnobrązowe meble. Wszystko opróżnione, znajdowało się teraz w Stratfort. Delikatnie usiadłam na jego skraju, Juss wszedł do pokoju lekko zmieszany.
-Jeżeli tu mamy spać to ja wolę kanapę.- pokiwałam głową.
-Ty śpisz na kanapie, ja w sypialni rodziców.- postanowił mi dać chwilę prywatności.
 Udałam się do owego pomieszczenia. Uchyliłam drzwiczki szafy, wyciągając turkusowy sweterek mamy. Zawsze go nosiła. Przytknęłam go do twarzy, łudząc się, że wychwycę zapach i dotyk kobiety. Jednak umysł mnie zmylił, do moich nozdrzy dotarł jedynie kurz. Weszłam do toalety. W większości była już pusta, jednak rzucił mi się niewielki flakonik perfum o zapachu róż. Przykładając go do nozdrzy poczułam jej zapach. Łzy spłynęły wzdłuż moich policzków. Spryskam nim szyję. Najbardziej bolało mnie do, że zapominałam jak wygląda. Jak brzmi jej głos, jak delikatny jest jej dotyk.
-Boże...-wyszeptałam.
-Pokażesz mi miasto?-usłyszałam krzyk Justina, wytarłam łzy, nie chciałam by widział mnie w tym stanie. Weszłam do salonu. Otoczyły mnie ciepłe kolory w postaci pomarańczy i zieleni.
-Pewnie.-udawałam szczęśliwą.- musisz spróbować naszych pierogów.
-Przede mną nie ukryjesz, że płakałaś.- przytuliłam się do niego. Gwałtowny szloch wydobył się z mojego gardła, był on jednak bardzo cichy. Pogłaskał mnie po plecach.
-Tęsknie za nimi.
-Księżniczko nie płacz, bo ja będę płakał.- jego głos drżał.
***
Amelia Castion ur.  06.08.1979 zm.  07.08.2009
Tomasz Castion  ur.06.04.1980 zm. 07.08.2009
Zginęli śmiercią tragiczną

Klęknęłam przy nagrobku. Zapaliłam znicz. Nie hamowałam łez, było ich za dużo. Moją rozgrzaną skórę otulał sweter mamy, co wcale mi nie pomagało. Szlochałam głośno jak zagubione dziecko. Ktoś dotknął mojego ramienia.
-Justin chcę pobyć sama...
-Powtórz proszę.-zdziwiłam się gdy usłyszałam kobiecy głos, przemawiający po polsku. Odwróciłam się niepewnie.
-Pani Czajkowska?- uśmiechnęłam się przez łzy, jednak wyszedł z tego marny grymas.
-Przychodzę tu codziennie w nadziei, że cię spotkam. Swoją drogą po drodze, spotkałam dziwnego chłopca kopiącego drzewo. Ale był śliczny, niezłe mięso.
-Wiem Lauro. Przyjechałam z nim.

sexy animated GIF