Czy ona zdaje sobie sprawę ze nie mogę zasnąć bez przytulenia jej choćby raz jednego dnia?
-Będę wyglądał jak zombie...-powiedziałem do siebie.
-Ja też. Zmiany atmosfery szkodzą moim włosom. Muszę odwiedzić grób rodziców, dawną sąsiadkę. Może ostatni raz zobaczę swoje mieszkanie. Nie będę tam często przyjeżdżać, to zbyt wielki wydatek. Czuję taką potrzebę...-posmutniała.
-Polecę z tobą!- oznajmiłem, wyciągając telefon. Wybrałem numer, do pilota mojego prywatnego samolotu (szpan)
-Juss, nie!
-Za późno już zamówiłem nam lot.- pochyliłem się, unikając nadlatującej poduszki.
-Dziękuję.
***
Oczami Vanessy
(Warszawa, przed dawnym domem Vanessy)
Justin zaklął cicho, wyciągając nogę z dziury w asfalcie.
-Zalety Polskich dróg.- oznajmiłam klepiąc go po ramieniu. Nadal nie odrywałam wzroku od wielkiego blokowiska. Ujął delikatnie moją dłoń po czym weszliśmy do środka. Juss wydał się zdezorientowany, kiedy jego wzrok nie natrafił na windę.
-Przypomnij, które to piętro?
-Ósme.- spojrzał na walizki.
-TY je niesiesz!- zarządziłam, wchodząc już po schodach.
Z góry słyszałam jego jęki. Zajęło nam to około dziesięciu minut. Stanęłam przed czarnymi dębowymi drzwiami. Mimo, że nie mieliśmy dużo pieniędzy, w naszym domu zawsze było przytulnie. Delikatnie wsunęłam dłoń do kieszeni, drżącą ręką wyjmując złoty kluczyk. Miejsce, które kiedyś nazywałam swoim domem teraz było zupełnie obce. Szarpnęłam srebrną klamkę, przekraczając próg. Gdy tylko weszłam, moim oczom ukazał się obraz koszyka owoców. Łzy zapiekły moje oczy, pokierowałam się do "swojego" pokoju. Nieśmiało wsunęłam do niego głowę. Wyglądał tak samo, różowe łóżko, lawendowe ściany i jasnobrązowe meble. Wszystko opróżnione, znajdowało się teraz w Stratfort. Delikatnie usiadłam na jego skraju, Juss wszedł do pokoju lekko zmieszany.
-Jeżeli tu mamy spać to ja wolę kanapę.- pokiwałam głową.
-Ty śpisz na kanapie, ja w sypialni rodziców.- postanowił mi dać chwilę prywatności.
Udałam się do owego pomieszczenia. Uchyliłam drzwiczki szafy, wyciągając turkusowy sweterek mamy. Zawsze go nosiła. Przytknęłam go do twarzy, łudząc się, że wychwycę zapach i dotyk kobiety. Jednak umysł mnie zmylił, do moich nozdrzy dotarł jedynie kurz. Weszłam do toalety. W większości była już pusta, jednak rzucił mi się niewielki flakonik perfum o zapachu róż. Przykładając go do nozdrzy poczułam jej zapach. Łzy spłynęły wzdłuż moich policzków. Spryskam nim szyję. Najbardziej bolało mnie do, że zapominałam jak wygląda. Jak brzmi jej głos, jak delikatny jest jej dotyk.
-Boże...-wyszeptałam.
-Pokażesz mi miasto?-usłyszałam krzyk Justina, wytarłam łzy, nie chciałam by widział mnie w tym stanie. Weszłam do salonu. Otoczyły mnie ciepłe kolory w postaci pomarańczy i zieleni.
-Pewnie.-udawałam szczęśliwą.- musisz spróbować naszych pierogów.
-Przede mną nie ukryjesz, że płakałaś.- przytuliłam się do niego. Gwałtowny szloch wydobył się z mojego gardła, był on jednak bardzo cichy. Pogłaskał mnie po plecach.
-Tęsknie za nimi.
-Księżniczko nie płacz, bo ja będę płakał.- jego głos drżał.
***
Amelia Castion ur. 06.08.1979 zm. 07.08.2009
Tomasz Castion ur.06.04.1980 zm. 07.08.2009
Zginęli śmiercią tragiczną
Klęknęłam przy nagrobku. Zapaliłam znicz. Nie hamowałam łez, było ich za dużo. Moją rozgrzaną skórę otulał sweter mamy, co wcale mi nie pomagało. Szlochałam głośno jak zagubione dziecko. Ktoś dotknął mojego ramienia.
-Justin chcę pobyć sama...
-Powtórz proszę.-zdziwiłam się gdy usłyszałam kobiecy głos, przemawiający po polsku. Odwróciłam się niepewnie.
-Pani Czajkowska?- uśmiechnęłam się przez łzy, jednak wyszedł z tego marny grymas.
-Przychodzę tu codziennie w nadziei, że cię spotkam. Swoją drogą po drodze, spotkałam dziwnego chłopca kopiącego drzewo. Ale był śliczny, niezłe mięso.
-Wiem Lauro. Przyjechałam z nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz