piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział trzynasty. Lewa ręka.


Oczami Justina
Poczułem, że leżę na czymś bardzo ciepłym i wygodnym. Zacząłem jeździć ręką,a powierzchnia się poruszyła. Otworzyłem oczy i zobaczyłem śpiącą  Nessę. Dobrze, że się nie obudziła jak ją "dotykałem". Przypomniałem sobie co jej powiedziałem. Cholera, wyznałem miłość. Wstałem i poszedłem do toalety. Wyglądałem okropnie. Wory pod oczami i włosy ułożone w każdą stronę świata. Bez pytania o pozwolenie użyłem prysznica. Co ja jej  powiem? Spieprzyłem. Ze złości uderzyłem pięścią w ścianę.  Usłyszałem jak Nessa krzyczy z przerażenia.
-To tylko ja!-uspokoiłem ją. Zastanawiam się jak w ogóle się tu znalazłem? Pamiętam tylko naszą rozmowę w nocy, i to fragmentami.
-Wszystko w porządku?- zapytała.
-Tak jasne.-powiedziałem w sumie do siebie. Zakręciłem kurki i po wysuszeniu ciała ubrałem wczorajsze ciuchy. Czułem się nieświeżo, śmierdziało alkoholem.  Umyłem zęby szczoteczką Nessy.
-Juss mogę wejść?
-Jasne!-uchyliła niepewnie drzwi.
-Czy to moja szczoteczka?-niewinnie wzruszyłem ramionami.
-Jasne przecież nie moja...-udawała, że rozszarpuje mnie rękami w powietrzu. Jej wzrok skierował się w stronę prysznica.
-Czy to krew?-wskazała na kabinę.
-...możliwe.-chwyciła moją dłoń, a ja dopiero teraz poczułem jak boli.
-Justin...-westchnęła. 
-Ja...-znów miałem ochotę w coś uderzyć. I tak się stało ściana obok mnie zderzyła się z pięścią. Nessa lekko przerażona odskoczyła.
-Justin cholera! Co ci?!-nerwowo chodziłem po łazience.
-Upiłem się kobieto, gadałem głupoty!-skrzyżowałem ręce za głową.-Nie chciałem powiedzieć tylu rzeczy.
-Kiedy ludzie są pijani mówią różne rzeczy, czemu ci tak zależy ?- położyła dłoń na moim ramieniu.
- Będę  już szedł. Dzięki za przenocowanie. Potem opowiesz mi jak tu trafiłem.- zaśmiałem się nerwowo- Cześć ! 
-Pa... -wymruczała i zatrzasnęła drzwi. 
***
Ostrożnie przekroczyłem próg domu czekając na atak mamy. Czarnowłosa kobieta wyskoczyła z kuchni grożąc mi łyżką. 
- Gdzie ty byłeś ?! Odchodziłam od zmysłów ! 
- Mamo mam już szesnaście lat, byłem u...  kolegi. - ominąłem ją nie mając, ochoty na rozmowę. Ciągle dręczyło mnie to co powiedziałem wczoraj Vanessie. Rozprostowałem palce sprawdzając czy z moją ręką wszystko w porządku. 
- Wiem, że byłeś u Nessy. O matko co z twoją ręką?! - awanturowała się mama wchodząc do pokoju. Oparłem plecy o ścianę zaciskając powieki. 
-Spierdoliłem... 
- Justin ! Wyrażaj się. 
-... Powiedziałem jej, że ją kocham. 
- To przecież świetnie ! - usiadła obok mnie na łóżku. Ze zdziwieniem spojrzała na moją minę. - Czyli jej nie kochasz?
- Kocham, ale byłem pijany. Pewnie myśli, że nie pamiętam.- pokręciła głową z dezaprobatą 
- I co ja mam ci powiedzieć ? 
- Chciałbym wiedzieć. 
- Poczekaj na odpowiedni moment i powiedz jej prawdę. 
-To nie jest takie proste. Ona tego nie odwzajemnia - westchnęła.
- Jesteś po prostu ślepy. -poklepała mnie po plecach i wyszła. Czy ona miała na myśli ,że Vanessa jest we mnie zakochana? A może...nie! Prawdopodobnie w dalekiej przyszłości jej powiem o moich uczuciach,  ale na pewno nie teraz jest stanowczo za wcześnie. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni.  Mieć taką osobę przy boku to marzenie każdego, ale ja nie mogę nawet marzyć, bo tylko zniszczę jej życie w końcu nie jestem normalną osobą jestem jebanym Justinem Drew Bieberem! Zdesperowany otworzyłem okno i stanąłem na parapecie. I tak nigdy nie będę mógł normalnie żyć. Stale próbuję się z tym pogodzić, udawać, że to rozumiem jednak przytłacza mnie brak możliwości życia jak każdy inny nastolatek. Ugiąłem kolana po czym odbiłem się od powierzchni. Poczułem brak grawitacji, a potem tylko ciemność. 

Oczami Vanessy

Siedziałam a samotnej ławce w parku, obok fontanny, z zainteresowaniem spoglądałam na starszą , pomarszczoną kobietę dokarmiającą gołębie czerstwym chlebem. Była uśmiechnięta mimo tego, że siedziała tam sama. Miała około 60 lat. Zapewne gromadka wesołych wnuków wpadnie do niej na obiad w niedzielę. Ja nie miałam babci, A może miałam, nawet mam...Nic nie wiem...Kiedyś miałam dziadka. Było to w niedalekiej przeszłości. Spędziłam w nim najlepsze chwile dzieciństwa.  Zawsze na rybach, kazał mi całować rybki na pożegnanie. Lubiłam to. Kiedy trafiłam do cioci, kontakt się urwał. Może nawet o tym nie wie. Po śmierci jego córki załamał się kompletnie mimo, że ma jeszcze sześcioro synów. Moja mama i ciotka były jedynymi biologicznymi dziećmi. Pozostałych zabrał z jednego domu dziecka, który chylił się ku upadkowi. Nie chciał by skończyli na ulicy. Czasami wydawało mi się, że staruszka się do mnie uśmiecha. Chciałam do niej podejść i po prostu porozmawiać. Podnosiłam się już z miejsca, lecz mój telefon wibrował. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Pattie. Niepewnie odebrałam.
-Nessa? -jej głos był zapłakany, drżał bardzo i brzmiał niewyraźnie.
-Dzień dobry, co się stało Pattie płaczesz?-mówiłam bardzo szybko. Wystraszyłam się jednak to co doszło do moich uszu, nie do końca dotarło do świadomości.
-Jestem w szpitalu... Justin wyskoczył z okna.-wyszlochała.
-Gdzie jest szpital?-podała mi potrzebne informacje. Nie było to daleko dwa kilometry. Rzuciłam się biegiem. Starsza kobieta krzyczała coś do mnie, żebym zwolniła, ale ja tylko wylewałam z siebie łzy. Ludzie nawet nie zwracali na mnie uwagi, na ulicach tego miasta płaczące dziewczyny były codziennością. Czas dłużył się niemiłosiernie. Po drodze potrąciłam parę osób, przewróciłam się kilka razy, ale teraz liczył się tylko Justin. Wpadłam zdyszana tuż pod recepcję. 
-Gdzie leży Justin Bieber ?- kobieta spojrzała na mnie krzywo zza grubych czarnych okularów.
- Jest pani kimś z rodziny? -zadała standardowe pytanie.
-Kuzynką. Alice Bieber. - wybełkotałam chyba mi nie uwierzyła myśląc, że jestem napaloną fanką ale ulitowała się. 
-Obecnie OIOM Vanesso. - teraz to ja popatrzyłam na nią spod łba.- cała telewizja o was trąbi. - zaśmiała mimo powagi sytuacji 
-Gdzie to jest ?!
- Na górę korytarzem i w lewo. Tam i tak nie ma wstępu może zaczekaj... -ale ja nie słuchałam rzuciłam się pędem ku wskazanej sali.  Zauważałam zapłakaną mamę Jussa 
- Pattie...- tylko tyle zdolna byłam wyszeptać, gdyż kobieta przytuliła mnie. 
- Ma obite plecy, pęknięte żebro i lewą rękę prawdopodobnie złamaną.
- A co z głową jakieś urazy ? 
- Rozbita. Lekki wstrząs mózgu. Nie wiele by brakowało a złamał by sobie kręgosłup spadł na trawnik, a wysokość wcale nie była tragiczna. -pociągała nosem - akurat wychodziłam do sklepu i go zauważyłam. Dzięki Bogu, że zabrakło mleka. Jest na OIOMIE bo to gwiazda, szpital stracił by szacunek, gdyby umarł. 
-Dlaczego on ?-wyłkałam.
- Ja...- nie dokończyła gdyż przyszedł ( a właściwie wbiegł ) zdyszany Scooter. 
-Co z nim ? 
- Żebro, lekki wstrząs mózgu i ręka...lewa. - powiedziałam siadając na niewygodnym krześle.
- Lewa. - zakrztusił się powietrzem wiedziałam, że planują trasę koncertową. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam tłumy paparazzi wypychanych z budynku przez ochronę. Wścibskie barany. obróciłam się przodem do drzwi. Justin miał  rękę w gipsie.  Jego głowa owinięta była bandażem. Przyłożyłam ręce do szyby i oparłam o nią głowę. Kolejna fala łez wylała się, spod mocno zaciśniętych powiek. Nie mogłam na to patrzeć. Czemu on to zrobił?! Mocno zacisnęłam pięści wbijając moje dosyć ostre paznokcie w skórę. Z powrotem je rozprostowałam. Powtórzyłam tę czynność parę razy, aż poczułam ciepłą krew spływającą po dłoniach. Syknęłam z bólu. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę i otarłam ją. W naszą stronę zbliżała się pielęgniarka. Uśmiechnęła się do nas co oznaczało tylko coś dobrego.
-Dzień dobry można go odwiedzić, ale pojedynczo. Zaraz powinien się obudzić jak tylko leki przestaną działać.-zostawiła nas samych. Spojrzałam na Pattie i Scootera i kiwnęłam im głową na to, że mogą wejść pierwsi. Czekałam na nich po kolei układając sobie co powiem Jussowi. kiedy sala była wolną wzięłam kilka głębokich wdechów i popchnęłam swoją droga bardzo ciężkie drzwi. Mój przyjaciel był blady, a jego usta nie były tak jak zawsze wygięte w uśmiechu. Usiadłam obok niego na skrawku łóżka i chwyciłam jego dłoń. 
-Justin dlaczego..?-znów łzy spłynęły po mojej twarzy. Zamknęła mocno powieki próbując powstrzymać szloch. Włosy przykleiły się do mokrej twarzy. Jego dłoń wysunęła się z mojej i delikatnie odsłoniła buzię.
-Nie płacz proszę.-szepnął blado sie uśmiechając. Spojrzałam się na niego i przytuliłam się mocno. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak brakowało mi jego dotyku, zapachu, głosu...
-Czemu? Dlaczego to zrobiłeś?-wypłakałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz